Małe dziewczynki są słodkie. Już z samej ich małości to wynika. Mamy dokładają swego, ubierając w pudrowe wdzięczne ubranka, czarują tę słodycz i mnożą urok. Czaruję i ja.
Po szarej zimie - gdzie mrok opanował świat, ponure kolory mieszkały też w Tosinkowej szafie. Te szarości jakoś od początku ukochałam. W oceanicznych oczyskach Antosi szary kolor pięknie odbija po prostu wszytko. I ze słodkim różem tak mu do twarzy.
Ale jakoś ta zima udzieliła nam się za bardzo - szafa Tosi - wraz z chłodem rosła w te szare (bardzo kochane przeze mnie) ubranka.
Na szczęście nadeszła w końcu, ta pani w kwiecistej sukience, a wraz z nią, zrobiło się słodko, pudrowo, pastelowo.
I mam w tym wielką frajdę, bo wszytko wciąż takie malutkie więc choćby dlatego ... so cuuut;)
Ale szczypta pudrowego różu, ale i wściekłego troszeczkę, miętowe, błękitne, lawendowe, limonkowe kolory zdradzają, że tę dziecięcą komodę wypełniają dziewczęce ubranka. Jest też oczywiście sporo szarości - ale pastelowych;) bo wiosna przecież.
Stroję więc Antosię z wielką przyjemnością - taki urok bycia Mamą dziewczyneczki.
Rajtki, szorty i koszulki - jakiś akcent apaszkowy, kapetutek słodki....
W tym słodkich wdziankach, w uroczym rozmiarze 74 mieści się jednak łobuz prawdziwy...
Łobuz, co pudrowym rajtkom w groszki kolaniska czarne robi, kapetutek pod koła wózka wrzuca i wszytko inne, co tylko da się, po trawie soczystej czołga.
Gdyby tylko proces przebierania nie był dla Tośki stratą czasu - miałabym w tym nawet frajdę... Ale to wojna przecież, to krzyki gdy pieluchę trzeba założyć i protest gdy bodziaka widzi z daleka. Ucieka, piszczy i krzyczy solidnie ta Słodycz nasza...
I czaruje wszystkich w koło błękitnymi oczyskami.... "jestem słodką, małą....grzeczną dziewczynką" - choć mówi tylko eeej i uśmiech posyła przepiękny.
A pora powiedzieć to głośno - ŁOBUZ się robi z Niej konkretny;) ale wciąż słodki. A już na golaska - najsłodszy - i nawet pasteli nie trzeba by tę słodycz zobaczyć.
Tak troche nie na temat,ale najfajniejsze zdjecie to to,na ktorym tosia probuje zlapac trawe,czy tez gdzie sie jej przyglada z takim zainteresowaniem.Serio,wydaje sie,ze wieki minely gdy te naj najdrobniejsze rzeczy zachwyt wzbudzaly.Lily na poczatku brzydzila sie czy bala trawy:) Podobno wiele dzieci tak ma (Lotte rowniez).A tosia?
OdpowiedzUsuńPierwszy kontakt był śmieszny...z lekką dozą niepewności zbliżała małe paluszki do trawy ale to trwało kilka sekund - po chwili już rwała ja garściami. Ale masz racje fascynacja jest ogromna - dosłownie wszystkim, bo wszytko w kolo dla niej nowe.
OdpowiedzUsuń