Akty i sceny kukiełkowej rzeczywistości Antosi, czasem soczyście umajone didaskaliami, czasem z dramatu powstałe lub pełne komedii... A bohaterka Antosia każdego dnia gra siebie... Cudowne Dziecko. Bo Cuda się zdarzają...

28 listopada 2014

Huragan Antonina vol. 2




Kiedyś pisałam, że moje dziecko to Huragan Antonina... jak żywioł i jest tak niezmiennie.
Trudno zatrzymać ją nawet przy talerzu choć na prawdę nad tym pracuję. Jest niezwykle ruchliwym dzieckiem. Bardzo sprawnym ruchowo i z tej umiejętności korzysta całą sobą.
Widzę to szczególnie mocno gdy porównuję jej aktywność z innymi dziećmi. Ona zwyczajnie nie siada. No może siada ale musi to być krawędź kanapy, oparcie czy parapet.

Z dumą woła... popatrz jak ja "robim" .... Ostatnie 1,5 roku to czas gdzie głównie udaje mi się sfotografować jej plecki.

Ta jej mega aktywność mnie nie dziwi. Nawet nie męczy. Zastanawiam się jedynie gdzie kończy się opinia o dziecku aktywnym a zaczyna mowa o nadpobudliwym.









Zdjęcia z jesiennego spaceru ze sporym, pewnie miesięcznym poślizgiem. Całe mnóstwo tych spacerów za nami. Pogoda sprzyjała. Antosia chętna na nasze leśne, rzeczne czy polne przechadzki.
Myślę sobie, że to pewnie ostatnia taka nasza beztroska, wolna od obowiązków jesień.

20 listopada 2014

Nad rzeczką


Ta rzeka nasza ma w sobie coś niezwykłego. To moje dzieciństwo. Przepiękne wspomnienie wodnych szaleństw od świtu do nocy.... z małą przerwą na jedzenie. Bywało i tak, że za główny posiłek służyły nam papierówki z sadu czy agrest.
Bez opieki dorosłych... o tak. Z lekkim nadzorem starszych kolegów co umieli kraulem i nawet nurkować całe wieki,  ale na "jamę" nie pozwalali chodzić. Bo tam nas "kryło" - mnie właściwie wszędzie kryło...Z oddali tylko głosy matek raz na jakiś czas słychać było, jak po imieniu wołały swoje dzieciaki do domu. 
Z sinymi ustami i pożyczanym ręcznikiem od kolegów spędzaliśmy nad tą rzeką całe letnie dni.
Jesienią rzeka cudownie zarastała i nie była już taka interesująca.... 
Teraz uwielbiam ją jesienią, jak łabędzie po niej płyną. Jak spokojnie w swoim tempie niesie kolejne zdobycze, to patyk, kłodę i suche trawy. 
I Antosia lubi to miejsce. Zakazane kamyki wrzuca do wody, czasem na łabędzie uda się trafić. Z suchej czciny robimy wędki i łapiemy złote rybki. 
Za takie ranki dziękuję ogromnie. Ranek mój z nią. Tylko nasz. W dodatku nad naszą rzeczą.
I choć nie stać mnie na to by pozwolić jej za 2 czy trzy lata samodzielnie na kąpiel w tej rzece to mam nadzieję, że to będzie i jej wspomnienie z dzieciństwa.









18 listopada 2014

Złota polska



Gdyby jesień każdego roku była jak w tym - na pewno mniej bym się jej bała.
Nie ograniczały nas deszcze ani błoto - czasem tylko wprawiała w zakłopotanie wysoka temperatura i słońce, jakby sierpniowe. Wierzyć się nie chce, że gołe nogi w październiku miały dzieci i nawet w listopadzie można było złapać sporo słońca.
Jabłka w sadzie smakują w takie dni bardziej.
Zupa dyniowa na dworze i ziemniaki z ogniska.
Poproszę tak do wiosny... z małą przerwą na śnieżne dni w Święta.