Opieka medyczna w Polsce jaka jest, każdy wie. Wie, bo zna z autopsji. Wie, bo wie z telewizji. Wie, bo wiedzą inni. Przyjęcia od ręki, nowe gmachy szpitali, najlepsze sprzęty, wnikliwa diagnostyka i doskonali specjaliści... czasem to jeszcze marzenie. Czasem jednak jest tak, że służba zdrowia zaskakuje pozytywnie. Szczególnie wtedy gdy traktowana jest jak służba.
Spędziłam w szpitalu 7 miesięcy bez przerwy - nie licząc kilkugodzinnej przerwy na pogrzeb Poleczki. Nie wychodząc z oddziału przez pół roku stał się moim domem. Zżyłam się z jego rytmem, zapachem i dźwiękiem.
Moja zawziętość, upór i przeświadczenie, że urodzę zdrowe dzieci nie spotykały jednak kibica wśród lekarzy. Nieliczni trzymali za rękę i przynajmniej nie mówili, że popełniłam błąd zachodząc w ciąże. Wtedy czekałam aby dotrzeć do 25 tc i zmykać gdzieś w Polskę - wierzyłam, że gdzies tam znajdę lepszą opiekę...
Było inaczej - nie mogłam ruszyć nogą nie mówiąc już o przewiezieniu do innego "idealnego" w mojej głowie szpitala. Sytuacja była dramatyczna.
Wtedy pojawiła się Jola. Cóż to za kobieta. Od 15 tygodnia towarzyszyła nam niemal codziennie. Tuliła, krzyczała abym się wzięła w garść i dopingowała jak Przyjaciółka. Dzięki Joli właśnie działy się dla nas różne, najlepsze rzeczy. Była też Bożenka - cudowne ręce do robienia zastrzyków, była Ania i Lila - jak Mama, była Beatka zawsze w pięknej biżuterii, i Małgosia - po prostu cudowny człowiek. Mam dla tych kobiet tak wiele wdzięczności za ich opiekę i ogromną empatię.
Były rano, były w nocy. Czasem z pozoru szorstkie ale tylko z pozoru. Rzadko jednak doceniane, słabo opłacane w stosunku do lekarzy. Ale zawsze "do usług". Pamiętam Święta z nimi, było serdecznie, było swojsko i wzruszająco.
Były też kochane salowe...czekałam na nie każdego ranka. Bynajmniej nie z powodu szpitalnego jedzenia, którego po prostu nie jadłam.
Polubiłam ten oddział. Zaprzyjaźniłam się z personelem i do dziś pozostaje w ogromnym szacunku do ich pracy... wspominam z ogromną sympatią i nawet kawy chętnie bym się napiła:)
Z lekarzami jest inaczej. Im po prostu wszyscy dziękują. Choć ja zawdzięczam im wszytko - życie swoje, życie Antosi, chwile z Poleczką... to w codzienności Położne okazywały najwięcej ciepła.
Trafiłam na Oiom. Nie miałam sił by otworzyć oczy, stąd nie wiem jak wygląda, ale wpadłam w cudowne ręce Mirki. Uczesała mnie w dwa dobierane warkocze abym nie leżała jak rozczochraniec:) Masowała i smarowała ciało balsamem. Poiła i trzymała za rękę z jakąś nienazwaną bliskością. Był też ratownik w dredach - bezimienny - pamiętam jak przez mgłę, że on przywrócił mi własny oddech. Dziękuje i im...
Były też "Ciocie" Kukiełek - pielęgniarki i położne na oddziale neonatologi.
Kochana "ciocia" Dominika |
Kluły te małe ciałka, odsysały, przebierały, układały do snu. Niektóre robiły to jednak tak, jakby były to ich dzieci. Wprawnie ale bez rutyny. Stanowczo ale delikatnie. Gdyby nie Ciocia Agnieszka nie odważyłabym się chyba próbować przystawiać do piersi 1500 gram mojego szczęścia. Była kochana Marysia. Była Dominika, która kupiła Antosi cudne malutkie bodziaki w prezencie na pożegnanie. I przegadała wiele nocy. Godziny siedzenia przy inkubatorze były też czasem spędzonym z nimi. To one wprowadziły nas w prawidłowe procesy pielęgnacji i opieki, pocieszały.
Były też położne mniej przyjemne, mniej pomocne, mniej ludzkie..ale jakoś mniej jej pamiętam. Może to kwestia mitologizującej siły mojej pamięci, a może fakt, że nie było ich wiele.
Obserwowałam też, te niechlubne przykłady opieki (o zgrozo!) O nich może innym razem?
Miałam ogromne szczęście spotkać, i zaprzyjaźnić się z wieloma wspaniałymi kobietami. Nie były tylko doskonałymi pracownikami służby zdrowia ale też LUDŹMI po prostu.
Dla Was dziś, grudniowa, 8 miesięczna Kukiełeczka :)
Dziękujemy!
Jesli przeczytaja, bedzie im pewnie bardzo milo.Moze nawet czesto nie zdaja sobie sprawy z wdziecznosci rodzica.
OdpowiedzUsuńah uciekam od tematu bo za kazdym razem proby wyobrazenia sobie tych twoich przejsc, ciarki przechodza.
z Milszych rzeczy, to zawsze myslalam, ze tosia kopia taty i juz!natomiast juz kilkakrotnie widze w niej przeblyski mamy:)
Minął rok, mnie się wydaje, że to wieczność. Pamiętam jak tam trafiłam mówiłam, że max to 3 dni ile wytrzymam w szpitalu... tak patetycznie mi się nasuwa" tyle wiemy o sobie ile nas sprawdzono".
UsuńA a te przebłyski mamowe.. no czekam i czekam ale ja jeszcze nie wiedzę:) Po prostu Kukiełka
Jest nam bardzo bardzo miło:)) Bardzo się cieszymy że to my właśnie mogłyśmy uczestniczyć z Wami w tym bardzo ważnym dla Was momencie!! Często Was wspominamy i trzymamy mocno kciuki za Całą Waszą rodzinkę!!
UsuńZapraszamy Was do nas w odwiedziny:*