Akty i sceny kukiełkowej rzeczywistości Antosi, czasem soczyście umajone didaskaliami, czasem z dramatu powstałe lub pełne komedii... A bohaterka Antosia każdego dnia gra siebie... Cudowne Dziecko. Bo Cuda się zdarzają...

16 grudnia 2012

Pępowina

Tata Kukiełki. Kto zna, ten wie, jak opiekuńczym jest człowiekiem. Był przy mnie zawsze. 
Gdy były trudno zawodowo. 
Gdy do wieszaka nie sięgam. 
Gdy pająk wszedł przez okno
Gdy nie potrafię policzyć... ile to będzie...
Gdy trzeba przeczytać ulotkę leku na 5 stron.
Także wtedy, gdy trzeba umyć  uwiezioną w łóżku mnie.
Także wtedy, gdy z bezsilności mówiłam, że nie chce widzieć nikogo.
Także wtedy, gdy nie miałam świadomości, On czuwał przy moim łóżku.
Także w każdej najtrudniejszej chwili. W każdy dzień z wielu lat walki - był i jest.
Uwielbiam te jego duże dłonie, z których wspólnie z moimi budujemy "nasz świat"
Czy to działanie, czy decyzje, czy zabawa, czy wieczorne rysowanie po pleckach zawsze jest przy mnie, przy nas...

Coś jednak zmieniły Dziewczynki. Może Pola. Jej odejście, z którym nie sposób się pogodzić. 
Tata Kukiełki rozpływa się jakby. Przy tym jednak ma w sobie ogromną  siłę, twardy tyłek i  dużą odporność.
Gdy waga Antki pięknie zbliżała się do magicznej dwójki, pani doktor mówiła, że czeka na naszą gotowość i mówiła abym przekonała Tatę, że doskonale damy sobie radę.
Początek był trudny. Mnie ratowały hormony. Tata Kukiełki był blady z przerażenia, gdy Antosia ulewała, gdy kichnęła, gdy spała dłużej niż poprzednim razem.
Mimo pięknego lata słyszałam ciągle, że jest "niekomfortowo", że wieje, że słońce, że cień... że powinniśmy już wracać. A teraz kawałki marchewki w zupie wydają się zagrażające. Chrupki za twarde a podłoga...zbyt zimna.
Tutaj ja, okazałam się bardziej odporna.
Dziwne, to mnie przypadła rola trzymania Antki podczas badań okulistycznych mimo, że stół sięgał mi pod brodę. Nie wspomnę już nawet o rehabilitacji bo i dla mnie to trudny temat. Okazuje się jednak, że mimo mojej nadwrażliwości, kruchości jako RODZIC jestem silniejsza.

Ile trudu decyzyjnego kosztował nas pierwszy wyjazd. Jak na złość, w przeddzień Antosia miała podwyższoną temperaturę. Z wyjazdu nici. Ostatecznie wyszło na przekór nam. Po tygodniu odważyliśmy się jednak pojechać. Antka doskonale zniosła nowe miejsce, nowe łóżeczko i nowy smak mleka powodowany zmianą kuchni. Ranki spędzała w szale zabawy na macie a my...dosypialiśmy patrząc na nią jednym okiem.

A i zakupy czasem trzeba robić. I w galeriach handlowych niedzielę zaliczyć. Jak dziś.  Wyjazd skoro świt;) Aby uniknąć tłumów. Zaczynamy od kawy i deserku Tosi. A Ona? Ogląda migoczące światełka. Chichra się do gumowej żyrafki.
Tata Kukiełki z niecierpliwością zerka na zegarek i mówi. że  do 12.00 mieliśmy być w domu. Mieliśmy, ale nic nie kupiliśmy. Tata zestresowany, że bakterie, że hałas, że sami nie lubimy więc i ona nie lubi.. Antka na złość jednak gaworzy i cieszy buziaka gdy robię "kuku" z przymierzalni. Kochana... W końcu pora spania. W Wedlu będzie najspokojniej. Przy karmieniu śmieszy ją kokardka przy ramiączku stanika. Odkładam do wózka i czekam na krzyk. Zasnęła.

Najwyraźniej mamy kłopot z pępowiną. Pora ją poluźniać. Odpuścić.Przecież jest dobrze. Podobno rodzice dzieciaków przedwcześnie urodzonych długo nie potrafią. A my? Nam chyba doświadczenia nie pozwolą na to nigdy. Myślałam jednak, że to ja będę tą nadopiekuńczą, zmartwioną, bojącą. Tym czasem to Tata Antki mimo, że Facet - uległ jakiejś mutacji i nie chce poluźnić pępowiny. Czasem to męczące, ale lubię to w nim.Przy moim temperamencie czuje się po prostu bezpiecznie.



My. Nasz pierwszy wspólny wyjazd kilka miesięcy temu.



P.S. A w wyjazdach z domu najtrudniejsze jest pakowanie. Na kilka dni zapakowaliśmy samochód Combi po dach. Wszystko wydaje się potrzebne dziecku. Może ten nasz pierwszy raz był taki... Najważniejsze z dzieckiem aby zabrać niezbędne rzeczy i aby były pod ręką. Moja torebka zawsze pęka w szwach... ostatnio zrezygnowałam z zabierania swojej - i dorzucam się do Antośkowych rzeczy. Pani Pediatra wyciągając sobie książeczkę zdrowia z torby na wózku, wyrzuciła mój portfel (i słusznie) z groźna miną... te wszystkie bakterie tam Pani wpuszcza. Mimo, że każda rzecz pakowna osobno, w kieszonki, woreczki... Dziś znalazłam takie cudo do podręcznej torebki mamy.
Moi faworyci do kupienia Tu. Oprócz etui na pieluszki są też takie na smoczek, mokre chusteczki. W razie draki mogą tez służyć do zabawy dla Malucha. Dorzucę do listy prezentów:)












4 komentarze:

  1. Piękne zdjęcia:)Cudownie opowiadasz o swojej drodze macierzyństwa...Mam nadzieję, że ja też kiedyś na nią wkroczę ...ps. Ostatnio przeczytałam gdzieś przypadkiem i od razu pomyślałam o Was niesamowite:" Pochylam się nad małą kukiełką,
    spostrzegam
    drobny ruch drobnego paluszka,
    który jeszcze tak niedawno był we mnie,
    w którym płynie pod cienką skórą
    moja własna krew.
    I oto zalewa mnie
    wysoka, jasna fala
    szczęścia..."

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powinnam chyba pisać drugiego bloga - droga do macierzyństwa bo to dopiero historia była. Ale teraz jest cudownie więc łatwiej cudownie pisać. Dziękuję, to miłe. A ten cytat.... ojej chce go! (jak mawia mój bratanek) Pamiętasz gdzie go znalazłaś...?

      Usuń
  2. Wiesz co ten wiersz był przyczepiony do ręcznie robionych kartek na Święta Bożego Narodzenia na jarmarku świątecznym. Nie znam autora tych słów, może była nim ta dziewczyna, która sprzedawała te kartki-ciężko mi powiedzieć. Pozdrawiam w tym przedświątecznym czasie:))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapożyczę go więc sobie. Strasznie mi bliski - dziękuję CI za niego.

      Usuń