Zima lubi dzieci...
Długo broniłam się przed saneczkowaniem z Kukiełeczką. Wciąż mam z tyłu głowy, że sama jeszcze nie siedzi. Właściwie jednak, można zrobić jej legowisko, w którym może być w pozycji półsiedzącej. W sobotni poranek wujek Marcel przybył do nas z saneczkami. I stało się. Nasz pierwszy, rodzinny, saneczkowy ślizg.
Antosia jest zdecydowanie fanką wózka. Okazało się jednak, że również sanki, mimo mroźnego przedpołudnia, okazały się atrakcyjne.
Najpierw ubieranie na cebulkę. Buźka kremem smarowana. I mocno zniecierpliwiona Potomka trafiła do swojego rydwanu, którym powoził tata. Ruszyli...
Będziemy tylko chwilę, jest zimno...usłyszałam chyba ze 3 razy. Na kulig w lesie czy zjeżdżanie z Góry Szczawiowej Kukiełeczka ma jeszcze czas. Ale podwórko i brzeg rzeki tym razem Antosia zobaczyła na prawdę. Nie tylko niebo i daszek wózka.
Nie lubię zimy. Bałam się tego utknięcia w domu. Latem przemierzamy hektary. Hop i Tośka już na podwórku, z psem, w sadzie, nad rzeką, w lesie, na spacerze na polach. A przy dziecku zmiana to cenna wartość. Tęskno patrze w stronę kalendarza, który zimą jakoś spowalnia.
Nie jest jednak jak myślałam. Z Antką zima nabiera koloru. Śnieg zyskuje na atrakcyjności.
Gdyby jeszcze nie było zimno i na sanki wystarczyłoby ubrać dziecko jedynie w bodziaka a nie kombinezon i cały ten ekwipunek czapkowy. Albo gdyby chociaż Antka lubiła się ubierać i mogłabym sobie odpuścić bicie rekordu Guinnessa w pakowaniu Kukiełeczki w zimowy zestaw wyjściowy. Nie jest jednak tak łatwo - szczególnie, gdy musimy jechać same w świat. Poćwiczyć na ten przykład. I pytam siebie samej ubierając małego szkraba...wystarczą jej skarpety wełniane czy założyć jeszcze jedne? :)
W niedziele zaplanowaliśmy dla odmiany zobaczyć zimę w mieście. Właściwie celem miał być Teatr Lalek. A tam piękna restauracja - z dziecięcymi atrakcjami. Kolejki drewniane w ruchu na swoich torach i całe mnóstwo kukiełek... jak na teatr lalek przystało. Niestety. Restauracja zmieniła właściciela i tym samym wnętrza zmieniły charakter. Rodzina Kukiełek nie zagrzała więc miejsca w teatrze lalek bo na spektakl z Tosią też jeszcze za wcześnie.
Tradycyjnie wylądowaliśmy więc w "kawowym niebie". Antosia zrobiła furorę swoim bla bla bla. A Tata Kukiełki stwierdził, że podryw na dziecko byłby pestką. Cały zastęp nastolatek z sąsiadującego stolika wtórował Tośce a panny przeczesywały grzywki w rozmowie z T. jaka to Ona urocza.
Zimą miasto traci. W weekendy ulice smutnawe, puste. Czasem jakiś zziębnięty dziadek w strachu, przestrzega wnusia by nie wspinał się na granitową kulę na wrocławskim rynku, która latem jest atrakcją wspinaczkową - zimną niestety oblodzona, staje się niebezpieczna. W tygodniu niemiłosierne korki i zmarznięte nosy czekające na przystankach Odśnieżone ścieżki, chodniki wygodne do przejścia ale bure.
Na spacery i saneczkowanie nasza "wsi spokojna, wsi wesoła" jest bezkonkurencyjna.
Tęskno mi czasem do niezależności, w której snuliśmy się kiedyś z Tatą Kukiełki po mieście w mroźne wieczory z kubkami grzanego wina i aparatem fotograficznym. Wystarczyło hasło i po chwili byliśmy na Ostrowie Tumskim. Teraz, każdy wypad okazuje się wyprawą, którą determinują potrzeby małego ssaka. Ale uwielbiam ten czas i każdą naszą wyprawę....
Zasypane pola, w śniegu cały świat biała droga hen przed nami sanki dzwonią dzwoneczkami:)Po drodze białe drogi z mrozem za pan brat.Pędzą nasze sanie
OdpowiedzUsuńszybkie niczym wiatr. ps. dla Antosi to pewnie była nie lada frajda taki przejażdżka na sankach:))Pozdrawiam ciepło:)))
Już zapomniała słowa tej piosenki. Ale melodia jest. Nucę właśnie. I dziś nuciłam, jak sankowałysmy się kolejny raz Z Tośką.
UsuńAntosia pewnie jeszcze niezbyt ogarnia co to sanki,ale za rok bedzie juz inaczej.Wypasione je ma,sama bym sie przejechala.
OdpowiedzUsuńCo do tych wypadow we dwoje...Na pewno warto robic cos we dwoje,jak za dawnych czasow.Podobno...My jednak nadal mamy tak,ze jak sie gdzies wybieramy,nie potrzeba dyskusji czy zabieramy mala ze soba.Tak bylo teraz z weekendowym wyjazdem z okazji urodzin Dennisa.Wiesz ze nie mam problemu zostawic z kims mala,ale mimo tego tesknilabym za tym jej innym spojrzeniem na swiat;)
Ja na razie nie mam wyboru. Zawsze jesteśmy razem. Ale przyznaje, że marzy się aby częściej do kina się wyrwać czy do znajomych nie myśląc o tym, czy się już obudziła, czy jeszcze śpi. Wyjazdu weekendowego, wakacji zupełnie nie widzę bez niej.
UsuńFrajda dla rodziców, frajda dla dziecka. Kontakt z naturą. Spędzanie czasu razem. Taki spacer to samo dobro, pozdrawiam
OdpowiedzUsuńA ja osobiście nie lubię zimy. Pojawia się śnieg i żaden jeden ani całe stado wołów mnie z domu nie wyciągnie. Mróz mnie pokonuje za każdym razem gdy wychodzę. Do tego trzeba się ubrać jak cebula i człowiek traci swobodę ruchu.
OdpowiedzUsuńTaaak.. ja zdecydowanie nie lubię zimy. =)
Ja lubię ją przez chwilę, gdy jest taka prawdziwa jak w ostatnim tygodniu. Ale w PL zima trwa jednak stanowczo zbyt długo. Dla mnie po śnieżnym styczniu, mógłby być od razu kwiecień, maj:)
Usuń