W Lidlu w tym tygodniu dziecięcy asortyment. Zaglądam więc tak, kupuje jakieś drobiazgi i...stoję w kolejce. Na złość długiej. Antka została z wujem. I śpi...albo już nie. Stoję i się denerwuje, że trwa to tak długo. Jedna kasa czynna, świetnie. W sklepie matki - jak ja, chwilowo wolne od obowiązku pracy, za to ze stoperem w oczach i planem w głowie na cały dzień. I emerytki 55+. W koszyku kilka drobnych rzeczy, za to duuużo do powiedzenia.
A ja ćwiczę pamięć i swoje umiejętności logistyczne - w drodze do domu poczta, apteka, pieluchy w rossmanie i pasmanteria. Obmyślam kolory i rodzaje włóczek bo wiosnę już pora dziergać. Babcia czeka na wskazówki i kolejne wymyślanki. I aby się tylko w czasie zmieścić, bo zaraz po obudzeniu Antki ćwiczymy...
Jakieś słowa jednak, z tych moich rozmyślań, wyrywają mnie. Ton głosu, którego nie lubię, zdradzający tajemną wiedzę, którą posiadł mówca. Okazuje się, że tercet, który stoi tuż przede mną wydaje sąd nad ... nie wiem kim. Wiem tylko, że obiektem emocjonującej rozmowy jest kobieta (?)
X: Pani kochana, ona wygodna jest. Dzie tam jej się dzieckiem chce zajmować, damesa z niej, tylko by zakupy robiła a dziecko kosztuje. I wyjazdy jej w głowie. Ona wygodna jest po prostu...
Y: Ja troje dzieci urodziłam i cesarek nie było, i nianiek nie było, i chłopy nie pomagali. Teraz Pani, to wszytko takie jakieś nieporadne. Moja córka ma takie koleżanki, lata lecą a te ciągle bez dzieci. Kiedyś to niepojęte było, szlo się za mąż i się dzieci rodziło a nie, jak te feministki.
Z: W głowach im się przewraca. Bo dziecko to jest wyrzeczenie, to się kończy wszytko, cza w domu siedzieć a nie się wozić. A co to za kobieta, słów brak...
Widać jednak nie brak, pomyślałam.
I zdębiałam. Ciepło mi się zrobiło - może za sprawą kurtki i ciężkiego koszyka a może tej absurdalnej dyskusji??
A ta - trwała i trwała - nie przeszkadzała im nawet kasjerka kasująca już zakupy "miłych Pan".
Miałam w głowie wszystkie te lata gdy, czekałam na dziecko. Gdy walczyliśmy. Gdy traciłam nadzieje i wierzyłam, że jednak się uda. Nie liczyłam pieniędzy, które wypływały z portfela.
I cierpiałam tak bardzo, że trudno to opisać. Teraz nawet nie potrafię.
Wyjazdy, imprezy, zakupy, wakacje choć piękne, jakieś niepełne. I to poczucie, że ciągle na coś czekam, że najważniejsze przede mną. Kurs angielskiego? Zmiana pracy? Nie, nie teraz, przecież staramy się o dziecko.
Bolały dzieci rodzone w koło - choć do zazdrości przyznać się trudno. Uśmiech nr. 5 i kupuje małe ciuszki - przez chwile bawiąc się w mamę. I kochałam, jak swoje, wszystkie dzieci świata.
Przecież od zawsze chciałam mieć gromadę urwisów biegających boso po domu.
W koło wiele par, które rodzą dzieci. Kolejne maluchy rosną. Niektóre wyczekane, wywalczone, wymarzone, wymodlone. Są też niespodziewane, nagłe i te niemożliwe;)
Ale są też pary, które oswajają bezdzietność lub walczą z nią.
Można zagryzać wargi z bólu ale iść z uśmiechem do pracy, do kina i nawet na chrzciny do bratanka. Można a nawet trzeba kupować szpilki by czuć się kobieco. I na wakacje jechać. I dom wybudować z wieloma pokojami i nadzieją, że kiedyś w małych łóżeczkach spać będą dzieciaczki.
Można też stać i gadać, oceniać, zaglądać pod obce kołdry. Można dziwić się, mówiąc, że ciąża to przecież coś naturalnego wiec po co się tak cackać, w łóżku leżeć... I można dyskretnie milczeć albo bez słów przytulić i zapytać jak Ci z tym?
Można też stać i gadać, oceniać, zaglądać pod obce kołdry. Można dziwić się, mówiąc, że ciąża to przecież coś naturalnego wiec po co się tak cackać, w łóżku leżeć... I można dyskretnie milczeć albo bez słów przytulić i zapytać jak Ci z tym?
Zaskakujące, że w sprawach gdzie kobiety powinny pokazać solidarność, wesprzeć - jest inaczej.
Czasem niemożliwe staje się możliwe. Cud się zdzarza, którego nie umie wytłumaczyć medycyna. Statystyki trafia szlag. Mnie przyszło o ten Cud walczyć z całych sił.
Tamtego dnia wróciłam do domu, sprawunki nie załatwione. I ranek spaprany jakiś.
Antosia dawno obudzona. Cieszy gdy tylko mnie widzi. Kochana moja.
Reszta dnia zwyczajna, choć w głowie dudnią mi głosy ze sklepu.
Jedną z przyczyn, dla których piszę tak osobiście, jest nadzieja, że ktoś zechce powalczyć, zaciśnie zęby, odważy się... uwierzy w cud, który stanie się dla niego. Jak mój, jak nasz.
Czasem niemożliwe staje się możliwe. Cud się zdzarza, którego nie umie wytłumaczyć medycyna. Statystyki trafia szlag. Mnie przyszło o ten Cud walczyć z całych sił.
Tamtego dnia wróciłam do domu, sprawunki nie załatwione. I ranek spaprany jakiś.
Antosia dawno obudzona. Cieszy gdy tylko mnie widzi. Kochana moja.
Reszta dnia zwyczajna, choć w głowie dudnią mi głosy ze sklepu.
Jedną z przyczyn, dla których piszę tak osobiście, jest nadzieja, że ktoś zechce powalczyć, zaciśnie zęby, odważy się... uwierzy w cud, który stanie się dla niego. Jak mój, jak nasz.
Antka ze swoim przemiłym misiem Stefanem. Narodzinowy prezent od Piny*)
W kobietach nie ma solidarności - to już nie te czasy. Teraz każda wyzwolona [prawie każda], nos zadziera dumnie i myśli 'mnie to nie tyczy'. Kiedyś było inaczej. Sąsiadka przyszła popilnować dziecko kiedy nagle po cukier do ciasta trzeba było biec. Teraz niewiele z nas piecze jeszcze ciasta. Bo gdzie na to czas pomiędzy pogonią za tym by starczyło do pierwszego i by szczęśliwe dziecko było.
OdpowiedzUsuńKobieta, matka, świadoma i kochająca dwoi się i troi zaciskając zęby w milczeniu - kocha ten swój cud. Wstaje w nocy, śpiewa kołysanki, przewija odparzoną pupę i dmucha gdy piecze zdarte czółko. I tańczy boso na dywanie i skacze po kałużach. I wspólnie płacze i śmieje się. I bawi się klockami i czasem jak znajdzie chwilę upiecze domowe bułeczki. Zrobi pacynkę z papieru i utuli kiedy jakoś tak źle. I zrobi to dla siebie. Dla swojego cudu. Nie na pokaz. Nie dla obcych w kolejce pobiegnie na skrzydłach do domu. Nie dla nich ugotuje kolejną zupkę.
Bo mama to mama. Nie robi nic na pokaz. Nie stawia się piedestale. W domowym zaciszu płacze czasem ze zmęczenia i ulatuje pod sufit ze szczęścia.
[Aż kipi ze mnie złość. I płakać mi się chce. I w ogóle utulić Cię. Wykrzyczeć, że to bzdury. Że ten cud to cud. Że wszyscy na niego zasługują. Że to wszystko nie tak.. ale później przychodzi mi jedna myśl do głowy 'przecież z wiekiem człowiek zapomina.. pamięć porasta kurzem.. w pewnym wieku już się nie pamięta.']
Jest w tym co piszesz tyle prawdy, sama prawda. Ta pomoc sąsiedzka, to chyba już nie te czasy, mamy erę anonimowości a życzliwość chyba łatwiej ostatnio spotkać w..internecie? O zgrozo aż się dziwie, że to napisałam.
UsuńBardzo, bardzo dziękuję za ten post. Myślę ,że ten ktoś zawalczy, zaciśnie zęby i będzie miał odwagę zmierzyć się z przeciwnościami losu...
OdpowiedzUsuńJeśli ta moja droga do macierzyństwa mogłaby pomóc...jakkolwiek choć jednej przyszłej mamie byłabym szczęśliwa.
UsuńMoże przypadkiem... a może nie.... Moja żona znalazła Twojego bloga, gdzieś z Fejsa....
OdpowiedzUsuńChcę Ci powiedzieć Kobieto, że przecudnie piszesz...!!!! Pięknie, ciepło, z uczuciami, radością i .... i tym co Cię spotyka w życiu codziennym. Od jakiegoś czasu dopiero wchodzimy na Twego bloga i iiii... gratuluję "patrzenia" na to wszystko co się dzieje wokół nas, wspaniale... Widać tu Twą radość, ciepło, serce, miłość nadzieję... Bóg Wam daję Antośkę !!!! żebyście żyli tą małą istotką w pełni! Pięknie potrafisz napisać co Ci w duszy gra. O rodzinie, Dziadkach, świętach, codzienności, przeżyciach, trudnościach, szczęściu o życiu pięknie piszesz..... i jeszcze luksio foty robicie maluchowi. Z przyjemnością słucham, kiedy Żona moja czyta mi głośno Twego bloga. Pozdrawiam i z Panem Bogiem. Widać, że jesteście dobrymi rodzicami.... i chyba wynosi się to po prostu z domu. łosiu
No i mnie zatkało. Dziękuje, to ogromnie miłe. Nie chce tu zapewniać, że piszę tylko dla siebie, ku pamięci. Jakąś nieprawdopodobna siłę ma kontakt z ludźmi - dobrymi, niezwykłymi inspirującymi. Wiele w życiu dostałam, za to dziękuje każdego dnia. Chyba największym zaskoczeniem jest dla mnie jednak to, że FACET czyta te moje blogowanki - to szalenie miłe. I tak sobie nieskromnie myślę - tak, jesteśmy dobrymi rodzicami:) Pozdrawiam gorąco i Ciebie i Żonę.
UsuńEmillo,ja wiem ze ty na powaznie,ale nie moglam sie troche nie posmiac:) oj tam,kto by sie przejmowal tego typu gadaniem?no chyba nie ty?nie od dzis znane takie kolejkowo-lawkowe rozmowy .lol
OdpowiedzUsuńTak wiem, najczęściej mnie to bawi i nawet wchodzą do użytku codziennego takie teksty z tych pogadanek.... Nawet mam sentyment do tych wiejskich ławeczek przed domami - których jednak na szczęście w naszej okolicy nie ma. Tego dnia było mi trudno tego nie słyszeć - koleżanka poroniła i miałam wisielczy nastrój.
UsuńZgadnijmy, kto kobietom w ciąży nie ustępuje miejsca w tramwaju i nie przepuszcza w kolejce do apteki?
OdpowiedzUsuńINNE KOBIETY.
Ha - pamiętam jak dziś - stoję w kolejce w Epi, a tam przemiły starszy Pan chciał mnie przepuścić i koszyk potrzymać, choć nie wiele w nim było. A jakaś BABA za nim...ciekawe czy się Pan tak z żoną cacka. A ten odpowiada... Tak, droga Pani, i muszę Panią jeszcze bardziej oburzyć, ja mam tak z każdą kobietą - gdy tylko widzę, że nosi oprócz zakupów dziecko.
Usuń