Polska ruszyła szturmem na długi weekend. Wyczekiwane grille debiutowały mimo deszczu i chłodu. Z Antosiowym brakiem zamiłowania do podróżowania nasz wybór kierunku podróży jest zawsze lekko ograniczony. Aby uniknąć "koncertu", podróż może trwać do 2 godzin. Padło tym razem na Świeradów Zdrój. Oczywiście bez kardynalnego błędu, bezmyślności i nieodpowiedzialności jakim jest podróż z dzieckiem na rękach się nie obyło. Choć i tak jest już znacznie lepiej, bo długo nasza Kukiełeczka potrafi wytrzymać na swoim tronie. Tych błędów było więcej... pizza na deser, drzemki o dziwnych porach i podskoki na maminych kolanach w drodze powrotnej w ramach lekarstwa na nudę w korku.
Wyjazd cudowny, choć nie mogę powiedzieć że odpoczęłam. Z pewnością jednak zmiana otoczenia dobrze zrobiła nam wszystkim. Pojechaliśmy z Przyjaciółmi. Matematycznie było tak: 2+1x2 czyli My z Antosią, Oni z Olkiem.
Wybraliśmy przemiłe miejsce, gdzie alternatywą dla pochmurnej pogody były wSPAniałe atrakcje i pierwsza przygoda z basenową wodą dla Tośki.
Hotel położony w górze miasteczka, z dala od zatłoczonego centrum. Nie zachwycam się klimatem takich miejscowości. Ani tam ładnie, ani spokojnie. Ale widoki piękne, choć chmury wisiały nisko nad górami izerskimi. Hotel doskonale przygotowany na szturm rodzin z dzieciakami. Co prawda zabawa w sali czy na placu zabaw nie zwalniała nas z opieki nad Antolką ale starsze maluchy mogły bezpiecznie tam poszaleć bez rodziców. Poza tym miło urządzony, z pięknymi fotografiami Anny Nowocińskiej, które już w hallu witają gości. Lubię takie smaczki - te zdecydowanie karmiły mój zmysł estetyczny.
Nasze niezrealizowane kwietniowe postanowienie niestety dało o sobie znać. Antosi solidnie weszły w krew nocne pobudki, a My hołdując rodzicielstwu bliskości, rano budziliśmy się niewyspani. Pięta w oku Taty i kilka pacnięć w mamine policzki to niby drobiazg... nocą jednak mało zabawny.
Spacery, zwiedzanki, kąpiele, relaks... i dużo pysznego jedzenia. Z pewnością gorący mus malinowy z lodami o 23.00 nie przysłużył się moim wiosennym (zupełnie nie realizowanym) postanowieniom.
Antosia cudna, wesoła i szalenie rozkrzyczana... Piszczałka zrobiła się z Niej ogromna. Zaczepia wszystkie dzieciaki, podrywała kelnerów i na zawołanie "nanananan" z radością nuci. Przekonaliśmy się po raz kolejny, że wyjazdy służą jej świetnie. Wszystkim nam służą.
Czas minął o wiele za szybko. Niech to będzie wyznacznik tego, że majówka była udana.
Czas minął o wiele za szybko. Niech to będzie wyznacznik tego, że majówka była udana.
Antosia jako baletnica prezentuje się zdecydowanie lepiej niż te panie w tle na pierwszym zdjęciu ;)
OdpowiedzUsuńMogłaby tylko trochę bardziej nad swoimi stopami panować... i nie robić tych dziwnych akrobacji. Ale przekażę Jej co napisałaś;) na pewno się ucieszy:)
Usuń:) piękne zdjęcia i wy piękne!
OdpowiedzUsuńDziękuję. Choć Matka - mocno zmordowana:)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCudowny wyjazd.. I ta pięta w oku. Skąd ja to znam. I te pacnięcia z samego rana. Cudownie. Wspaniale. Pięknie. I to zdjęcie z małą baletnicą. Uwielbiam Was. I swoją drogą.. [pssst - tęskniłam]. =)
OdpowiedzUsuńTęskniłaś? Przecież my tu ciągle są, za rogiem, niedaleczko, zawsze możesz wpaść na kawę:) Pozdrawiam majowo
UsuńEmi,
OdpowiedzUsuńale czad! No pieknie, Tosia mala aktoreczka, swietnie sie czuje w obiektywie:) Mamunia tez "odpoczela":) pakujac tabuny najpotrzebniejszych rzeczy:) Wnetrza odlotowe, zdradz gdzie to ? A nastepnym razem jak bedziecie jechac do Swieradowa to koniecznie zamelduj to u mnie, bedzie niespodzianka! Buziaki!
Musze się przyznać - ja mam trochę hopla na punkcie zdjęć - pewnie już przywykła, że mama ciągle przy sobie nosi to czarne wielkie coś i w dodatku zabrania ciągnąć za interesujący pasek zwisający ze stołu.
UsuńA ja... wróciłam niewyspana - choć obiecywałam sobie, że będę zasypiać o 22:). No i jasne - ledwo się w aucie zmieściliśmy;) bo wszytko się może przydać]. A miejcie bardzo przyjemne, tak, Fliński.
A juz widze...to chyba Flinski;)
OdpowiedzUsuń