Akty i sceny kukiełkowej rzeczywistości Antosi, czasem soczyście umajone didaskaliami, czasem z dramatu powstałe lub pełne komedii... A bohaterka Antosia każdego dnia gra siebie... Cudowne Dziecko. Bo Cuda się zdarzają...

24 stycznia 2014

Dziadzio Antoś

Głos miał niezwykły. I coś w tym głosie. Taką siłę, pasję i namiętność do wierszy, historii  i opowieści z dzieciństwa.
Kiedy staliśmy na płocie krzycząc z daleka"ciuciu" jeszcze jako dzieciaki, z czarnej, skórzanej teczki wyciągał zawsze coś ...pudrowe pastylki lub żelowe misie - skąd? Nie mam pojęcia bo wtedy nawet o landrynki było trudno.


 

Szopkę pełną drewna pieczołowicie zapełniał latem, na zimę. Siedział na małym, szkolnym krzesełku i palił w kaflowym piecu. Z miłością sadził słoneczki, kiedyś nawet rekordowo duże stały się obiektem zainteresowania lokalnej gazety. Pękał wtedy z dumy. 

Opowieści z wojska i rodzinnych stron spod Rzeszowa od kilku dni brzęczą mi w głowie. Jak ducha zobaczył, jak na nartach z dachu zjeżdżał. Potem jak pralkę niósł sam na plecach kawał drogi. Jak wagony naprawiał i kilometry rowerem zjeździł. Jak z psami rozmawiał. I nucił pod nosem... zawsze nucił.


I historia o tym, jak Ją poznał. Jak wesele w dużym pokoju ich domu robili. Jak pod dach przyjęli zupełnie obcych, młodych ludzi, w grudniowy, zimny wieczór. Bo Ona w ciąży i bez pieniędzy. A dziadkowie bez pewności czy aby ich nie okradną. Całe piętro, na 3 lata im oddali, aż się młodzi dorobią.
Te Jego teksty... gdy pielęgniarce w szpitalu tłumaczył kim jest mój mąż.... gdy ten jeszcze nim nie był...To taki przyszywany wnuczek - na spinacze, ale już się nie odczepi, siostro!
Pamięć niezwykła do wierszyków z dzieciństwa, jasełek, pastorałek, legend i rodzinnych wspomnień. Mam w głowie całą tę rolę Stacha, której mnie nauczył i noworoczne winszowanie....




I zawsze blisko. Hipsterska Babcia i Dziadzio Antoś. Para jak z filmu. Za ręce do ostatniej chwili. Pierścionek złoty, jak wyzdrowieje, Jej obiecał. 57 lat życia razem. Z wdzięcznością za każdą chwilę przy swoim łóżku, za zupę mleczną, za słomkę w kubku herbaty. I za odpalonego papierosa gdy ręce nie chciały Mu  już służyć. I nawet te ich kłótnie, że to w '64tym było a nie w '65tym były zabawne. Bez przesadnej złości. Kochał ją zawsze, ogromnie. I do końca. Uważał za piękną. Dla Niej nawet wąsy zgolił.


I zawsze w koło wianuszek dzieci. Najpierw my, wnuki, potem prawnuki. Coś w tych naszych dziadkach jest takiego, że tematy są, były zawsze. Czy ich otwarte umysły czy nasza rodzinne skłonności. Nie wiem. Może szalona tolerancja na inność, odmienność, na nowe, ciekawość świata. Nigdy nie było fanatycznych nawróceń, uwag, i zmartwień - co ludzie powiedzą. Zawsze duma. Dużo żartów, uśmiechu.
W Babci mądrość niezwykła. I pogodzenie. Szacunek do przemijania. Bez żalu.

Od miesiąca z każdym dniem On gasł. Niepogodzony. Nieświadomy. Ona, na każde skinienie. Nie pozwalając Mu martwić się o cokolwiek. Z największą na świecie wdzięcznością i wzruszeniem powoli odchodził ale wciąż z marzeniem o wiośnie, o ławce przed gankiem, Antce, co przyjedzie do Niego rowerkiem i o lasce, która pomoże Mu znowu chodzić. dziadzio Antoś, Pradziadek...  dla Antki.
Kilka dni temu odszedł.... dla nas nagle i za szybko. Obiecane nam ciasto i martini w Dzień Dziadka wypiliśmy bez Niego, z Babcią. Wyciągając ze skórzanego kuferka zdjęcia wspominaliśmy.


Był najlepszym Dziadkiem na świecie. Takim co kształtuje postrzeganie. Takim, po którym daje się imię własnej córce. Dziś pewnie na jego drobnych kolanach siedzi Poleczka a On opowiada jak zjeżdżał  z Busiówki na teczce... 

8 komentarzy:

  1. Tak przykro żegnać...
    Tak dobrze mieć tak mocne i piękne wspomnienia...
    Ja mam wyidealizowane chyba już przez te lata niebycia tak blisko jakbym chciała Dziadka. Ukochanego, uwięlbianego, który mi nawet elastyczne, nieprzyjemne rajstopy przed pójściem do przedszkola na kolanach zakładał, który mi swoje zakątki z dzieciństwa pokazywał, który rozkochał mnie w moim mieście i który pozwalał mi ścinki metalu z wielkiego imadła małym pędzelkiem zmiatać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Siła tych wspomnień to wynik lat w bliskiej relacji. Za te rajtuzy właśnie i łuskane orzechy, za placki ziemniaczane pieczone na blacie kuchni, za opiłki metalu kocha się i pamięta. To świetne uczucie być dumnym i cieszyć się z korzeni. Za tych naszych Dziadków i Babcie kochane!

      Usuń
  2. Łezka mi się zakręciła. Cudowny wpis o równie cudownej osobie

    OdpowiedzUsuń
  3. Łzy wywolalas, wielkie szczęście że ich miałaś tak długo ja swoich jako nastolatka straciłam ....w dorosłości brak bardzo
    Marzena

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak mi przykro... :( I razem z Twoim wpisem w głowie przewijają się obrazy mojego Dziadziuśka, którego od roku nie mogę przytulić, choć bardzo bym chciała.

    OdpowiedzUsuń
  5. Przykro mi! Pamiętam jak pisałaś przed świętami o nim... a ja Ci odpisałam, że mojego męża Babcia też chora... ósmego stycznia zmarła. Przykro i smutno. Tulę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Trzymałam się dzielnie.. cały tekst. Przełykałam ślinę i myślałam sobie, że płakać nie będę. I wymiękłam. Przy ostatnim zdaniu. Boże.. jakie to szczęście, że Antolka ma tak mądrą mamę.. <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Pięknie napisałas o swoim Dziadku. Dziękuje. Dorota z Sielankowego dziergania.

    OdpowiedzUsuń