Akty i sceny kukiełkowej rzeczywistości Antosi, czasem soczyście umajone didaskaliami, czasem z dramatu powstałe lub pełne komedii... A bohaterka Antosia każdego dnia gra siebie... Cudowne Dziecko. Bo Cuda się zdarzają...

18 listopada 2012

Dwa Serduszka

Moją ciążę potwierdziły badania z krwi. Wysoki poziom Beta HCG, jak na ten tydzień ciąży, zupełnie nie dał mi do myślenia. Wizyta u lekarza potwierdziła ciąże. Uczucie niezwykłe ale 8 tc to wstęp, do dalekiej survivalowej podróży, której trudów w moim przypadku, byłam świadoma. Za tydzień kolejne badania - na wielkim ekranie migało coś, na co czekałam, wydawać by się mogło, od zawsze. Lekarz  miał jednak niewyraźną minę, T. także z dziwnym niepokojem wpatrywał się w monitor. ... Na ekranie migotał dziwnie wyglądający kształt.

dr. F: kiedy była Pani u lekarza?
Ja:  Tydzień temu. 
dr. F: I co Pani powiedział?
Ja: Powiedział, że jest serduszko ( z płaczem)
dr. F: Jest serduszko. A nawet dwa
Ja: ..................
.......................
.......................
W moim przypadku problemem była bliźniacza ciąża. Komplikowała i tak trudną sytuację. Lekarz nie krył przed nami, że szanse są minimalne. 
Byłam gotowa na walkę. Ale jakoś wewnętrznie spokojna i nastawiona na cudowne rozwiązanie. Dwa bijące serduszka były dla nas ogromnym zaskoczeniem. T. był przerażony. Bał się o mnie. Bał się o nas. Słusznie. Nawet go rozumiem. 



Brzuch rósł z zastraszającym tempie z uwagi na moje dolegliwości. Wyprzedzał czas o wiele tygodni. 
W 11 tc trafiłam do szpitala z krwawieniem. I tak walka była o każda godzinę. Dziwnie dla mnie lekarze nie robili nic. Kolejne dolegliwości były niczym w porównaniu ze strachem. Nigdy się tak nie bałam.Odliczyłam każdy tydzień. 
Sytuacja się lekko ustabilizowała. W 17 tc lekarze obiecali mi przepustkę na święta Bożego Narodzenia. Szczęśliwa, spakowana, z wypisem w dłoni, dziękowałam lekarzowi za opiekę. Wtedy odeszły mi wody. Pękł worek owodniowy. Dramat był blisko. Mało jest znanych przypadków utrzymania ciąży w takiej sytuacji. To otwarta droga dla zakażenia. To uszkodzenia płodu wynikające ze zbyt małej ilości wód płodowych. Z wyjścia nici - to oczywiste.
Rano dostałam kolejną już propozycje usunięcia ciąży. Podpisałam dokumenty z wyliczanką zagrożeń. Mój opór spowodował wielką awanturę. Profesorowie nie lubią sprzeciwu.
Przez kilka dni nie drgnęłam nawet, wierząc, że pęcherz się zasklepi.
W Wigilie wody przestały się sączyć. Prezent gwiazdkowy? Dostałam salę na wyłączność i miałam piękne święta.  Była wigilia i choinka, pierwsza gwiazdka i dużo wiary, że te Dwa Serduszka w następne święta będą również z nami.
Następne kilka tygodnie były spokojne, no może poza chrapiącymi sąsiadkami. Nie łudziłam się jednak, że wydję do domu przed porodem. 
Planowane rozwiązanie na 1 czerwca było abstrakcją. Ja założyłam sobie plan 34 tygodni. Lekarze mówili ze jesli wytrzymam do 26 tygodnia będzie dobrze. 
W 22 tc dr F wypożyczył nas sobie na kolejne badania. Potwierdził kolejny raz, że to ciąża jednojajowa, jednoowodniowa, jednokosmówkowa - czyli najtrudniej jak może być :)
Dla mnie znaczyło to tylko tyle, że będę mamą dwóch genetycznie identycznych dzieci. Ale czyje są te Serduszka?

dr F: FHR ++, to pierwsze to, Dziewuszka, to drugie..... też. Chyba pora uwierzyć w te dzieci. 

Nigdy nie zapomnę tych słów.
Dostałam skrzydeł, zawsze marzyłam by mieć Córeczkę, a będą dwie. 
Byłam najbardziej znaną pacjentką na oddziale. Przez kolejne miesiące poznawałam mamy, które "wstępowały" do mojej sali tylko na chwile. Śmieszyły mnie marudzenia z powodu długiego, pobytu (np. tygodniowego). Zazdrościłam zakupów wyprawek, na które się nie odważyłam. Zaprzyjaźniłam się z pielęgniarkami i pacjentkami, polubiłam lekarzy.
Czytałam o cudownych historiach dzieci urodzonych w 24-25 tc, które przeżyły. Nie chciałam znać jednak ich dramatycznych historii wierząc, że ja będę miała zdrowe dzieci.
To był fajny czas. Pozwoliłam sobie na  planowanie wyprawki, na planowanie pokoju Kukiełeczek - tylko w głowie. Taki prezent, o którym większość mam zaczyna myśleć widząc dwie kreski na teście.
Jako pacjenta Vip;) dostałam też vipowski jednoosobowy apartament - za który bardzo dziękuję Pani JOLI.  Nie znałam co prawda najświeższych plotek z oddziału - ale to z korzyścią dla mnie, nie lubiłam tych historii - zazwyczaj dotyczyły one jakichś smutnych zdarzeń. Karmiłam się raczej opowieściami z happy endem. Kukiełeczki dostały imiona. Antosia - od początku oczywisty dla mnie wybór imienia, padł na Bliżniaka nr I, który fikał poprzecznie tuż pod żebrami. Drugie imię - Apolonia, dalej zwana Poleczką, tańcowała najczęściej w lewym boku. W związku z tym, że mieszkały w jednym worku owodniowym, Dziewczynki zmieniały swe lokalizacje tak często, że bywało że sami lekarze nie nadążali za nimi. 
Gadałyśmy godzinami, śpiewałam im i opowiadałam o domu, który buduje Tata Kukiełek, o kochanych ciociach i wujkach, którzy nie pozwalali mi się poddać. Pisałam pamiętnik. I rosłam, rosłam, rosłam... a właściwie mój brzuch. Bo ja sama mizerniałam w oczach. Nauczyłam się "kąpać" mokrymi ręcznikami.I modlić tak na prawdę.

W 26 tc zaczęły się skurcze. Brzuch był potężny, nikłam pod jego ciężarem. Do końca ciąży zostałam uwięziona w łóżku. Nie skutkowały polskie standardowe leki. Sprowadzono specyfikii z zagranicy, każdy dzień się liczył. Podano sterydy na rozwój płuc przygotowując mnie do porodu. Lekarze ustalili termin cesarskiego cięcia - 13 marca w 28 tc. Jako specjalistka od podpisywania papierków - znowu odmówiłam rozwiązania ciąży. Wtedy zaczęto też zapisy ktg. Dziewczynki pięknie zapisywały pracę Serduszek. Czasem trwałam w bezruchu 1,5 godziny aby udało się uzyskać prawidłowy zapis. Brzuch falował jak tsunami. 
Coś mówiło mi, że to nie czas, że możemy jeszcze poczekać a ja mimo mocnego wyczerpania dam radę walczyć. Dziewczynki ważyły wtedy po 900g. 
Wzięłam odpowiedzialność na siebie. Uparłam się na "trójkę z przodu". Tuczyłam Kukiełeczki. Modliłam się i wierzyłam,  że robię dobrze. Jakimś szczęśliwym zbiegiem okoliczności i znajomości trafiłam w dobre ręce dr. P.

Za pomocą cudów, uporu, wiary, moich bliskich, pielęgniarek i lekarzy dotarłam do 31 tc. To był kres możliwości. Poród był dramatyczny. Znieczulenie nie zadziałało, odmówiłam ogólnego wiedząc, że Kukiełeczki będą miały i tak trudny, wcześniaczy start. 

Antosia 1390g Bliźniak I
Poleczka 1450g Bliźniak II

Trafiłam na "R-kę" dla dorosłych a Kukiełeczki na oddział reanimacji noworodków. Dopiera za 4 dni mogłam je zobaczyć, dotknąć a potem i przytulić.

Przede mną najpiękniejsze 6 dni w życiu, nie mogłam stać o własnych nogach ale ze szczęścia miałam skrzydła. Dwa Serduszka są ze mną, z nami.

 2+2. Zawsze razem...



1 komentarz:

  1. Tak czytam po trochu, między pracami do wykonania i tak Cię podziwiam... Czytam i łzy napływają mi do oczu.

    OdpowiedzUsuń