Akty i sceny kukiełkowej rzeczywistości Antosi, czasem soczyście umajone didaskaliami, czasem z dramatu powstałe lub pełne komedii... A bohaterka Antosia każdego dnia gra siebie... Cudowne Dziecko. Bo Cuda się zdarzają...

31 maja 2013

Rozmowy w toku

A BAAAA

Zgubiłam się. Bo to ani dziś, ani wczoraj. To trwa i trwa. Nie ma w umiejętności porozumienia wyraźniej granicy. Z każdym dniem właściwie nasze porozumienie rośnie. Dziś mam wrażenie, że od zawsze tak było.
Nawet gdy jako skrępowane Zawiniątko patrzyła na mnie, wiedziałam czego Jej trzeba. A może już zapomniałam jak trudno było na początku.


W naszym małym świecie, gdzie każde kwilenie, gaworzenie,  mruczenie i nerwowy kaszelek (z pozdrowieniami dla Marzenki) czytałam w mig, zamieniany na kolejne słowa. Z pomocą małego paluszka Antosia zapytać potrafi. Piskiem, uśmiechem, gestem, drygnięciem, tupnięciem, wrzaskiem i płaczem - wszytko, wszystko wyraża. 
Czasem jednak złość manifestuje, jakby nie mieściła się we własnej skórze, gdy krzyczy "da" a ja pojęcia nie mam, co takiego mam dać.
Bez zbędnych ozdobników, wylewności nadmiernej. Jeśli głód to ciamkanie, na mleczko ochota.... to "cici" i nurkowanie nosem w mamusiowych piersiach. Krople deszczu na szybie, na nosie ... Antosia kap, kap pokazuje i piszczy z zachwytu. Tych słów kilka jasnych tylko dla mnie i Taty Kukiełeczki jest zaledwie kilka a ja mogłabym pisać, pisać i mówić godzinami i piać z zachwytu.
Dziś skrzętnie zapisuje te pierwsze słowa, a z każdym dniem odkrywamy nowe. 

Drobne kroczki Antosiowych poczynań śledzi sporo wiernych Przyjaciół i Czytelników. W mailach, komentarzach tyle ciepła, uśmiechu i wsparcia dostałyśmy, nowych ludzi poznałyśmy i historii ludzkich. W słowach trudno to czasem opisać, chciałoby się wspólnie kawy napić. Czasem przytulić.
I cieszą te słowa. Pamiętam list pewnego Mężczyzny, który z ciarkami na plecach czytałam.
Uroczy fartuszek i opaskę z serca Antosi zrobione w prezencie od Lidki. Ot tak...
Ot tak, w prezencie przyszedł też do nas scapowy notatnik od AsiaAp na pierwsze słowa. W doskonalym momencie. Piękny. Misternie wyczarowany z szaro-różowej tonacji. Ogromnie za ten prezent dziękuję Asiu!.
Antka więc mówi a ja piszę. Kiedyś wspólnie będziemy czytać te pierwsze słowa.
Na początek  Baaaaa - wszytko znaczące i ukochane.
 

Mama - Mama - zawsze i wszędzie, nie bacząc na porę
Ta Ta - Tata - chętnie w środku nocy, wołając w dzikiej radości i kokieteryjnie.
Baba - Babcia
Ba - pies Baton
Diti - Dzieci
Ala - Lala
Cici - (Titi) -  Cycuś
Sii - siku
Ciiii - cicho
Ała - Ela


I ukochane słowa... w roli głównej
A ba - banan
Ba - balon
Ba - bach, gdy upada, gdy czymś rzuca
Buuu u - Wuju 

Wszytko to ze śmiesznym i śpiewnym akcentem. Melodyjne.Zachwycające dla mnie po prostu.
Rośnie malutki słowniczek - za chwilę już w wielką księgę. Nie tylko słów, ale zdań, pytań, myśli, pragnień, emocji i marzeń. Malutki świat Antki a dla mnie wszechświat potężny.... Największy i doskonały!

25 maja 2013

Świętujemy codzienność

Moje marzenie o macierzyństwie spełniam każdego dnia. Od pierwszych chwil ciąży myślałam i mówiłam o sobie w kategorii MAMY ale jeszcze długo po urodzeniu dziewczynek uwielbiałam słyszeć, że ktoś tak właśnie o mnie mówi. Często pod nosem szeptałam - jestem Mamą. To najpiękniejsza rola jaką przyszło mi w życiu pełnić.
Moje Dzieciątko z rozkoszą od kilku tygodniu odkrywa zabawę w przytulanie. Nie tylko, gdy smutki, zmęczenie czy "buba" dopada... Antosiu zrób przytulkę.....i mam w ramionach świat cały. Jakby ktoś gwiazdkę z nieba w dłonie włożył. I ciepło czuje, którym lód mogę topić. I spokój taki, że choćby świat wirował ja trwam w tym uścisku. I moc jakąś ogromną, że choćbym na nos padała, skrzydeł dostaję. W tej jednej chwili oczy zamykam i oddech wstrzymuję... zawsze o tym marzyłam. O Tobie marzyłam. O Was Córeczki kochane. O dniu tym, by świętować go wspólnie.
Świętujemy. Każdą chwilę, niespieszny poranek, wspólne świata smakowanie przy śniadaniu, kaszę na spodniach i na podłodze. Płacz przy zmianie pieluchy - bo czasu szkoda. Schodzenie z kanapy głową w dół. Histerię niemal, gdy moje buty zabieram - a pyszne są przecież. 
I obolałe stopy po kilometrach spacerowania. I piasek we włosach. Milion razy drzwi od szklarni zamknięte i otwarte.


I bajka o kotku wertowana na okrągło. Wyścig aby przed schodami dogonić, asekuracja i radocha z pokonanych przeszkód. I ciepłe piersi Mamy i koniecznie między nimi mała rączka i mleczko przed snem i we śnie. Mruczenie ze smoczkiem gdy zasypia i podrygiwania w moich ramionach. Rozpływam się nad tym. Świętuję, świętuję, świętuję. 
Każdego dnia, setki razy. Od świtu do zmierzchu i późną nocą i wczesnym rankiem. Gdy radość aż tchu brak ze śmiechu. Gdy lęk i łzy i niepokój w sercu. I gdy zmęczenie i cierpliwość na wyczerpaniu. Mamą jestem każdego dnia. Każdego dnia świętuję. Spełniam marzenie o tym wielkim święcie od ponad roku. Łapię codzienność, czasem nudę, z drobnostek i kroczków drobnych Antosi czerpie garściami. Delektuję macierzyństwem i wiem, że to piękniejsze o stokroć niż nawet marzyłam, choć to tylko codzienność. Ale taka, która jest świętem.





Mam w głowie taki Dzień Mamy, który dla mnie był świętem. Mimo moich 7 lat pamiętam ten dzień dokładnie. Bardziej niż inne z życia pierwszoklasistki. Z nie jasnych do końca  dla mnie powodów czułam się wyjątkowo. Wtedy rano Mama uczesała mnie w warkocze. Granatowa szeroko plisowana spódnica kręciła się najpiękniej z całej klasy. Na apelu stałam z przodu - wtedy jakoś nie myślałam o tym, że to dlatego, że jestem najmniejsza.

Ani wstydu, ani strachu nie czułam. Wiersz, którego nauczyła mnie Ciocia Majka chciałam powiedzieć najpiękniej jak umiałam. Mamy tłoczyły się przy drzwiach, wszystkie dumne i szczęśliwe. Moja Mama najpiękniejsza, najmądrzejsza, naj, naj, naj.... dziwnie ze łzami w oczach...wzruszona tuliła mnie tak mocno, że tchu nie mogłam złapać.

Skrawki tego wiersza mam w głowie do dziś...

Jesteś Mamo królową na świecącym tronie

Tron budują serduszkiem moje małe dłonie

Bądź Mamusi zawsze w życiu uśmiechnięta

Kocham Cię, uwielbiam nie tylko od święta.

Kocham Cie gdy śpisz, kocham gdy pracujesz,

I wiesz Mamo, kocham Cię nawet wtedy gdy się denerwujesz.

A gdy już będziesz siwiuteńka po latach wielu

Będę Cię bujała w pięknym, bujanym fotelu.

Spójrz Mamo, świat stary a kręci się tak samo.

To piękne, że zawsze będę Twoim dzieckiem

A Ty moją Mamą
.
Dziś zamiast wiersza zanoszę mojej Mamie uścisk tak mocny, jak tamten sprzed lat. Życzenia szeptane na ucho i kilka łez, prezencik i dzień mile, wspólnie spędzony.
I piosenkę tak przez Nią lubianą....


24 maja 2013

Pierwsze buty

Kłopot stary, jak świadomość w głowach rodziców, że pora na pierwsze buty.
Myślałam najpierw, że pierwsze za nami. Zimowe UGG pokochałam tak mocno, że z ich powodu szkoda mi było mijającej zimy. Wybór łatwy i oczywisty.

Póki Antka raczkuje i stoi li tylko, buty zbędne. Skarpety z ABSem w ilościach hurtowych i paputki wystarczą. Po trawie i piasku można i boso. Nie wszędzie jednak.
Wymagająca stópka Antki potrzebuje jednak stabilizacji - mamy więc bandaże. Ale i pora na pierwsze buty - takie z prawdziwego zdarzenia. No i problem.
Butów profilaktycznych bałam się jak ognia. Szczęśliwie jednak, nie są potrzebne, minęły czasy gdze do nauki chodzenia proponowano sztywne buciska, w których maluchy uczyły się chodzić. Efekt był taki, że stopa nie uruchamiała mięśni niezbędnych przy chodzeniu i chód ich przypominał dreptanie niedźwiedzia. W tych przypadkach, gdzie nie jest to konieczne, unika się na szczęście butów profilaktycznych.
Najpierw był pomiar. Wcale nie łatwy, paluchy Tosienia wciąż kurczy, jak kangur skacze, i walczy. Ale jest ...całe 11 centymetrów. Rozmiar 18. Ja, matka poszukująca, przekopałam cały internet. Znalazłam piękne sandałki. Coś mnie na metaliczne wzięło. Niby pierwsze butki...i atesty i srutu tutu -  a sztywne i już. Bucik musi się zginać na wysokości 3/4 podeszwy. Więc szukam dalej. I schodzę na ziemie.
Będą Emelki. Całe mnóstwo zalet. Pierwsze buciki, bez wad po prostu.  I śliczne, urocze. Jednak nie w rozmiarze 18. Wybór ograniczał się do sandałów, na rzepy, najlepiej trzech - aby najmocniej utrzymać w ryzach stopy Tosiaczka. Gdybym miała wybrać trzewiczki byłoby prościej.

Ja chyba po prostu uwielbiam mieć duży wybór. A nie miałam... z 3 dostępnych par w rozmiarze 18 padło po prostu na białe sandałki. Bez szału ale rozsądnie.
I MAGIC - Antosia stoi jak Bozia nakazała - stópek nie koślawi. Oby tak dalej... a apetyt na metalic shoes zrealizujemy przy kolejnym zakupie;)
Ale przy poszukiwaniu tych pierwszych bucików miałam też kilka miłych niespodzianek. 
Już dawno zaplanowałam zakup paputków dla Antosi... do śmigania po domu i podbojów podwórka na kolanach. Zanim Antosia zaczeła nosić bandaże miałam upatrzone już neutralne zamszowe mokasynki.  Ale bandaże drobniutką stopę Antosi poszerzają o połowę... wygląda jak małe słoniątko:)
Dlatego szukałam takich, które będą uszyte na miarę. 
I odkryłam Panią Marię - która uszyła piękne paputki dokładnie pasujące na stopę Tosieni w bandażach - znaczy o wyższej tęgości:)
I przyszła przesyłka... Pani Maria wyczarowała 2 pary. Pierwsza, to zamszaki szersze, w sam raz na bandaże. I ich wersja 'light" z pięknej, miękkiej skórki w mlecznym kolorze - jako prezent dla Antosi. W sam raz na lato. O dziwo - Antosia nie zdejmuje ich, nie ślizga się w nich a na dodatek są po prostu ładne. Wszystkie szyte przez Panią Marię paputki są dokładnie dopasowane do stopy dziecka - szyte na zamówienie. 

   
Bucikowe zakupy zbiegły się z pierwszymi samodzielnymi krokami Antki. Z podporem, ale... Drepcze w kojcu i przy kanapie. Kolejny kroczek milowy Antosi... i moja łezka w oku. Maja mała Kruszka stawia nóżki, jedna za drugą i z jęzorkiem na brodzie zdobywa noce cele. To już? Przecież Ona taka malutka... ;)

18 maja 2013

W maju...

W maju dzieciary kurtki w pasie wieszają, wracając ze szkoły z wypiekami na twarzy.
Pranie na słońcu i wietrze w mig wysycha. I pachnie najpiękniej. Świat zaczyna brzęczęć, kukułkać, rechotać... Upiorne kosiarki do traw burzą ten spokój goląc starannie trawniki na zero. I soczystość bujnej zieleni zamieniają na kopki suchej trawy. Z lasu, wieczorową porą, mgła wchodzi na podwórka a rano słońce z niej wstaje.



W maju bosą stopą pora przywitać się z piaskiem, na kamyk nadepnąć i pisnąć ...potem już tylko na paluszkach dreptać.  I zapachem upajać się można. Bzu, rzepaku, magnolii przecudnej, lasu wieczorową porą. I patrzeć, patrzeć, zachwycać eksplozją soczystej zieleni.Wianki z mleczy i stokrotek pleść, na głowie nosić. Motyle w siatkę łapać... biedronki z okien przeganiać. Mrówki zapracowane podglądać.

W maju truskawki smakować. Polskie, pachnące, z piaskiem lub ze śmietaną. Solidne śniadanie z królewskich rzodkiewek, sałaty i sera ze szczypiorkiem z własnego ogródka wyczarować. Ciasto z rabarbarem i pianką bez wyrzutu sumienia wciągnąć i kompotem poprawić. Szparagi na 100 sposobów odkrywać. I zupę szczawiową koniecznie.

W maju czas szafy przewietrzyć, na wagę spojrzeć (wrrrrrr). Sukienkę założyć, kapelusz słomkowy. Baletki wygodne wsunąć i ten świat cudny oglądać,...Każdym dniem cieszyć.


Ten maj mamy szczęście we dwie smakować, doświadczać, małą rączką dotykać. Z jęzorkiem na brodzie, co ciekawość zdradza, płatki kwiatów obrywać. Nieśmiało po trawie stąpać, ptaków wyglądać. Prawdziwe zwierzęta zobaczyć, łapką pogłaskać i piszczeć dziko z zachwytu.
Kilometry po lesie robić. Kwiatki Poleczce zasadzić. Wspólnie szpinak i pomidory podlewać malutką konewką. I w chmury patrzeć! I zmoknąć na deszczu. Liściem i gąsienicą zachwycać. Razem to  wszytko, w tym maju pięknym. Chyba nigdy nie był dla mnie piękniejszy, zielony, łaskawy jak ten. A może z Antką to widzę wyraźniej.

W tym maju pięknym jest coś, co nie do końca pozwala mi swobodnie po polach dreptać, na pieńku wśród paproci leśnych posiedzieć, patyczki, kamyczki zbierać. Od zawsze wszystkie, owady, robale, pająki są mi obrzydłe i przerażające. Nie zachwycają, nie interesują lecz dreszcze na placach powodują. Wzdrygam się, uciekam i piszczę. Pająków boje się najszczerzej. Nawet żuków leśnych, jelonków rogaczy, świerszczy majowych nie cierpię i boję po prostu.
Tą moją niechęcią nie chcę Antki zarazić. Uroczo jest patrzeć gdy mała Hanusia przez Mamę uczona,  paluszkiem wskazuje na pajęczynę i mówi " mijutki pajońciek". To dla mnie wyzwanie i trud wielki. Ogromny.
Jest jedno miejsce gdzieś strach ten zwyciężam, gdzie czerwone robalki w tramwaje złączone jakoś inaczej traktuje, patrzę przyjaźniej. Gdy spod koszyka z kwiatami pająk wychodzi jakbym głos z nieba słyszała "... mam ten piękny maj na co dzień Mamusi..." Z wiatraka biedronkę ściągam, na listkach Dalii kłodę, by zawrotów głowy uniknęła. I myślę sobie, że i Ona, moja Poleczka,  jest z nami tej wiosny, może w szumie skrzydeł motyli albo rześkim wiaterku i miękkim świetle  popołudniową porą.


W tym maju od kilku dni zasypiamy wtulone w siebie. Antka chorutka, gorąca, kaszląca. Ptaki nas budzą w południe, terkot traktorów i psa szczekanie. Zbyt głośne żaby w stawie. Na chwilę,  przez szybę na ten majowy świat zerkam i cieszy mnie każdy jego centymetr. Ładny ten maj. W tym maju wszytko lubię. Wszystko poza chorowaniem.





12 maja 2013

Nurkujemy

Pewnie jak w większości rodzin, i u nas, Tata jest głównym kąpiącym. To On pilnuje rytuału i z termometrem wojuje. Ręczniczek, gumowa rybka, ciepełko i tylko krzyki słychać. Kukiełeczka kąpiel uwielbia. W wodzie jest raczej zrelaksowana i spokojna, choć ostatnio uporczywie staje w wannie na baczność. Najbardziej Antśka uwielbia jednak kąpiel w dużej wannie, z Mamą, oczywiście Tata też nam towarzyszy ale "pływamy" sobie w damskim towarzystwie. Jest kraulem pływanie, na pleckach pluski i nawet cycuś się znajdzie jak Kukiełeczkę głodek przyciśnie;)
Od kilku miesięcy basen nam się marzył - zwłaszcza, że w okolicy mamy świeżo otwarty obiekt z infrastrukurą dla Maluchów. Rehabilitantka Tosi wymyśliła nawet, że w niedzielne przedpołudnia możemy się spotykać na basenie i Ona zajmie się Antką, wspólnie będziemy odkrywać podwodny świat. Zima jakoś zniechęcała mnie do tego. 

Nadszedł w końcu czas... 
No i wielkie wooow - nawet trójkątna wanna Babci okazała sie niczym w stosunku do basenu. Ostrożną obserwacje nasza Kukiełeczka szybko zamieniła na piskliwy zachwyt i dziką radość.
W towarzystwie kaczki, rybki, Oliśka i rodziców Antosia pierwszy raz "pływała" w basenie. Na użytek Tośki jacuzzi zamieniliśmy na basen dla dzieci bo ciepełko i bąbelki po brzuszku pościły przyjemnie. 
Woda kryje jakąś tajemnicę, przypomina o tym, że w jej środowisku Antosia spędziła sporo czasu będąc jeszcze mieszkanką mamusiowego brzucha. Szum, pluski, bulgotanie... a Ona szczęśliwa, spokojna i zrelaksowana. Dała ze sobą zrobić wszytko, nawet nurek przypadkowy nam się trafił. 
Taka mała Rybka z Tosiny naszej. Tak oto pierwsza przygoda w basenie za nami.

 

Nóżki koślawuszki

Antosia jest posiadaczką najpiękniejszych stóp w całym wszechświecie. Jest prawdopodobne, że każda z czytających te słowa matek, może nie zgodzić się z tym stwierdzeniem;) Dla mnie jednak, to oczywista oczywistość.



Stópki Antki od urodzenia są wyjątkowe. Także dlatego, że  medycyna nazywa je stopami koślawymi.
Czy to niedojrzałość neurologiczna wynikająca z przedwczesnego porodu czy siostrzane towarzystwo i tym samym ciasne mieszkanko maminego brzucha sprawiły, że tak jest i już.
W czasie gdy książkowe niemowlaki fikają nogami do samych chmur prawie, Antosia szorowała stopkami po podłożu - szukała podporu, który stabilizowałby Jej malutkie ciałko. Ten niestabilny podpór dodatkowo potęgował nieprawidłowe ułożenie stóp Tosieni. 
Z czasem wada ta miała różne stadia - mamy za sobą uporczywe zaplatanie stóp i szorowanie po podłożu. Przyszła pora na stąpanie po ziemi i "tupanie nóżka bosą".  Tosienia staje na wewnętrznej części stopy i już.
To, co Tośka potrafi zrobić ze swoimi nózynami to jest prawdziwe widowisko - rehabilitantki włosy rwą z głowy, bo chciały się nas pozbyć choć na chwilę.... Nie pozbędą się bo stopy Antosi żyją własnym życiem.

Pomysłów na koślawe stopy Antosi jest kilka. Od bardzo drastycznych jak gips - gdy układa się prawidłowo stópkę i gipsuje, buty profilaktyczne (najbrzydsze jakie widziałam), terapia manualna stóp, rehabilitacją vojtą i bandażowanie.
U nas jest wszystkiego po troszę. Ale aby Antki stopy mogły kiedyś zachwycać nie tylko mnie, a na ten przykład całą salę teatru Roma, gdy Antosia zaledwie jeden piruet zrobi, trzeba uderzyć z grubej rury.



To ważny moment. Tosia stoi. Wszędzie i tak często, jak tylko w zasięgu Jej rąk znajdzie się jakaś podpora, choćby ruchoma. Staje i już. Niestety nieprawidłowo. Głównie na wewnętrznej części stopy. Magda, rehabilitantka Antosi, zdecydowała więc, kontynuujemy ćwiczenia Vojtą i uzupełniamy terapię manualną stóp o bandażowanie. Aby zapobiegać płaskostopiu bandażujemy. 


Antka zupełnie nie odczuwa dyskomfortu, jakby nie zauważała zamotanych nóżek. Najtrudniej jednak założyć bandaże bo wymaga to chwili siedzenia w miejscu, a to kara największa.
Drepczą więc od kilku dni te cudne stopki w bandażach, stabilizując stopę. Antosia niemal prawidło stawia w nich nóżki. Znowu więc odliczam dni aby zobaczyć efekt i w końcu zamknąć etap rehabilitacji.
Tym czasem moja Prima Balerina nie zważa na podłoże, bandaże i trudności ... po prostu ćwiczy;)