Akty i sceny kukiełkowej rzeczywistości Antosi, czasem soczyście umajone didaskaliami, czasem z dramatu powstałe lub pełne komedii... A bohaterka Antosia każdego dnia gra siebie... Cudowne Dziecko. Bo Cuda się zdarzają...

25 lutego 2014

Pierwsza pomoc ratuje życie

Niestety dobrze wiem jak brzmi dźwięk aparatury ratującej życie. Każdego dnia z tyłu głowy słyszę melodie grane przez pompy respiratora. Nawet nazwy leków pamiętam, które lekarze nerwowo wykrzykiwali próbując ratować moja Córeczkę.  Te linie prostą na monitorze, którą dotąd z filmów znałam. I kolejną próbę defibrylatora. Kilka najdłuższych godzin w naszym życiu było walką, w której nic nie mogliśmy zrobić. Poza modlitwą. I błaganiem by spróbowali jeszcze raz, i jeszcze raz.
Wszytko pamiętam, choć wcale nie chcę. 
Wtedy nie mogłam nic zrobić. Tylko patrzeć i czekać. Ufać, że robią to najlepiej jak tylko to możliwe. 


Po powrocie do domu z Antosią lista zagrożeń wydawała mi się nieskończonością. Z czasem rzeczywistość oswoiła nas z nimi. Ale do tej pory nie umiem położyć Antosi nie włączając monitora oddechu. Są jednak takie zagrożenia, które sekunda nieuwagi dorosłych i pomysłowość dzieci może spowodować tragedię.
Ten strach o życie Antosi jest jak tatuaż ... chyba już na zawsze. Ale wiem dobrze, że nie wystarczy się bać. Wiem najlepiej, że trzeba umieć i nie bać się pomóc. Umieć udzielić pierwszej pomocy, ratując życie. 

Chyba w odniesieniu do dzieci najbardziej ta pomoc zaczęła mnie interesować. 
Gdy Antosia miała 11 miesięcy tuż przymnie spadła z łóżka. Byłam 2 kroki od Niej. Dwa, za daleko.
Co dostałam od mojego brata... ech, długo by pisać. Chwile po tym gdy badał jej odruchy czy wszytko jest w porządku wiedziałam, nie umiałabym jej pomóc gdyby tego potrzebowała.
Ale jest On. Co z pasją się urodził. Taką do kości. I łbem wielkim, co to wszytko pochłania, w kilku językach, i wciąż z niegasnącą przyjemnością. Nie z klapkami na oczach, ale holistycznie, mądrze. 
Taki szukający, dociekliwy choć z artystycznym bałaganem w głowie. 



 


Kiedy 10 lekarzy stanęło nade mną 17 tc, podsuwając mi papier do podpisania, ze zgodą na usunięcie ciąży miał odwagę podważyć ich teorię, mimo, że część z nich to jego wykładowcy. 

Ja mam takie szczęście, że mam zawsze kogoś kto z decyzją pomoże. Kto doradzi. Do jakiego lekarza pójść, albo, że wcale nie trzeba. W sobotnią noc Antosię osłucha. Dotąd zawsze skutecznie ratując przed zapaleniem płuc w porę nakaże podać antybiotyk, gdy ja się opieram. Czy choćby krew pobierając bez wielkich wypraw do ambulatorium. Tych sytuacji było setki. Taki "lekarz rodzinny" ale z prawdziwego zdarzenia.

Takich matek jak ja...co z przerażeniem myślą o dziecięcym zadławieniu, bezdechu czy poparzeniach jest całe mnóstwo. Takich, co pomóc nie potrafiłyby, co nie umiałyby własnemu dziecku życia uratować gdyby los postawił je w takiej sytuacji. 
Czasem wystarczy drobny gest, kilka wdechów powietrza ucisk i ratujesz życie. Prosta sprawa.







Skoro szkoli kierowców, nauczycieli, przedszkolanki, skoro niemal każda firma stara się by ich pracownicy mieli takie kursy za sobą.... czemu dla nas rodziców jakoś o tym cicho?
 Namówiłam więc Tomka, mojego brata aby takie szkolenie dla rodziców, niań, opiekunek zorganizować.

We wroclawiu szkolenie już za nami.... następne w Warszawie, Opolu, Poznaniu - ktoś chętny?
Piszcie na maila tomasz@emergencyarts.pl zaglądnijcie tu

Do zdjęć złapany tuż przed dyżurem... ale dla Antki to niezwykła frajda - ukochany wujek Tiom, który bada z nią misia Stefana i w dodatku " minikin", co ma miękki brzuch - pełnia szczęścia;)




20 lutego 2014

Nowy stary pojazd

No nic poza mizernie zaopatrzonym sklepem spożywczym na wsi mojej niema. Miejsca, gdzie nieprzemyślane zakupy poprawiające chwilowo nastrój, oddalone kawałek drogi. Ochota więc słabnie, jak wsiadam w auto i załatwiam kolejne sprawunki.
No i jeśli chodzi o Antosie to lubię przemyśleć zakupy...zwłaszcza, że jakoś mam wciąż w głowie, że nadmierna ilość zabawek przytłacza dzieci. Odbiera wyobraźnie. Staram się więc kupować po namyśle. Tym razem jednak było inaczej.
Bo bywa i tak, że raz na czas jakiś otwiera się mały targ staroci, zapraszając okolicznych zwolenników przeglądania rzeczy używanych, czasem niezwykłych, z duszą, z historią. A czasem zupełnie nic nie wartych gratów. 
Podczas spaceru wpadłyśmy i my. I od razu wpadł mi w oko ten wózek. Troszkę jakby z mojego dzieciństwa.  W doskonałym stanie. Lekki w odróżnieniu od drewnianego wózka, który Antosia dostała na pierwsze urodziny. Antosia wszelkie pojazdy uwielbia, robi kilometry po całym domu niezawodnym wózeczkiem drewnianym stując z rozpędu o ściany na przykład - pakując w jego wnętrzu niekoniecznie lale. Często sama woli być jego pasażerką. I w tym wózeczku też świetnie jej przychodzi udawanie "dzidzi".
Wracałyśmy ze spaceru z nowym, starym nabytkiem za całe 20 złotych. Przed nami tylko delikatny tunning wnętrza i szycie pościeli vintage :)








13 lutego 2014

Tupanie nóżką

Nie przestaje zachwycać się momentami. Choć chwil, kiedy mam ochotę tupać nogą i płakać jak Ona, jest też więcej. 
Antosia zmienia się, dorośleje. Przyglądam się jej bacznie. Tym tupaniom małych stóp. Wymuszaniu. Krzykom i lamentom których i Ona w końcu posmakowała. Tym minom, przewracanym oczom.  Tym śmiechom, które są reakcją na moje przywoływanie Jej do porządku. Jakoś poważnie nie przyjmuje mojego tonu. Postawiona do kąta, podśpiewuje i robi kuku. 
Choć ostatnio chyba pierwszy raz poczuła, że to kara. Stała na baczność płacząc rzewnymi łzami. 
Czasem trudno nie parsknąć śmiechem obserwując jak przeprowadza próbę sił. I obserwuje, co ja na to. Stara się przesunąć granice.
Czas przyszedł na więcej zasad. Wspólnie je ustalamy. Bez wielkiego nazewnictwa. Razem budujemy mapę zakazów i nakazów... ta druga znacznie szczuplejsza 
Bywa, że brak mi sił. Gdy 5 raz ucieka przede mną z gołą pupą a ja właśnie się spieszę. Gdy na mój spadek zainteresowania - choćby gdy przez telefon rozmawiam, reaguje płaczem. 
I ta słodycz, którą w koło sieje, ma też pikantny smak. 
Na szczęście jak wszystkim kobietom w naszej rodzinie i Antosi złości, nerwy, czy bunt mijają szybko. Nie nakręca się, pozostając w złym nastroju przez dłuższą chwilę. Szybko wraca do siebie.
Nie tylko jej tupanie nóżką jest znakiem, że czas mija a Antosia rośnie.
Jest też świetną obserwatorką.  Poniżej widać, że dzień zaczynamy od makijażu i planu;)






 Zimy nie było. Tutaj chłodna niedziela ze szronem, który udaje śnieg. Sanki kurzą się na strychu. A ja tak na prawdę nie mam już ochoty na jej come back!