Wiem, że muszę dać Kukiełeczce swobodę. Dać kolana podrapać. Nos rozbić i guza na czole nabić.
Opić się wody z rzeki. Język herbatą poparzyć. No nie da się inaczej. Musi i już. Może jak ja, nie wpadnie w stóg siana w stodole, głową w dół, ani w kiszonkę buraków po szyję. Może nie będzie skakać z huśtawki na drzewie do rzeki - nieopatrznie trafiając w faszynę. Albo z mostu do rzeki kamieniami wysypanej. Ale swoje musi zaliczyć.
A zaliczy na pewno bo temperament to Ona ma... I zupełny brak poczucia lęku.
Włazi wszędzie. Wspina się tam, skąd z pewnością spadnie. Zalicza zakazane zakamarki. Walczy o widok z góry i jazdę bez trzymanki. Próbuje wyjść z łóżeczka, oczywiście górą. Skakać po łóżku i zjeżdżać z oparcia kanapy i ze schodów.
Tylko dlaczego?... miała być grzeczna, w czystych białych rajtkach dreptać. Dreptać nie ganiać!
I choć mój brat mówi, że to najgrzeczniejsze dziecko jakie zna. To jednak trudno nie widzieć w niej ŁOBUZA, co "zbytkę" potrafi zrobić.
Rozumie wszytko to moje Dzieciątko. Wątpliwości najmniejszych nie mam. Tylko czemu na zakaz reaguje repetą?
Zakaz stukania w szklaną witrynę skończył się moją pierwszą karą "ever". Ani groźby ani prośby, ani ignorowanie, ani sroga mina nie pomogły. Wobec braku skuteczności innych metod wychowawczych Antka stanęła w kącie. Tak, w tym kącie, co to się w zerówce stawało.
I nic. Była to dla niej spora atrakcja, gdy kolejny raz zanosiłam ją w wyznaczone miejsce. Stała tam w końcu przezadowolona nucąc melodie "Twinkle, Twinkle" Babcia na kanapie pękała ze śmiechu chowając swoją radochę w garści. Ja grałam groźną miną i poważnym głosem. Że kara, że nie wolno, że to niebezpieczne, że szyba, że stłucze, bach, buba... srututu. Kara, co się zabawą stała, bo Antka w tym koncie bawiła się w najlepsze, nawet jak już zdecydowała chwile zostać w miejscu.
Okazało się, że popracować to ja najpierw nad sobą muszę, aby okazać się skuteczną karaczką:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz