W lipcu ubiegłego roku na dobre rozkręciła się rehabilitacja Antosi. I kręci się do tej pory. Była Vojta cztery razy dziennie, były ćwiczenia NDT Bobath, terapia manualna stóp, bandażowanie i Kinesiotapig na koślawiątka do dziś uprawiamy.
Z dziką wściekłością i buntem jakimś nie raz krzyczałam, że nie chce, że dlaczego to Ona, że już tyle przeszła. Ćwiczyła Ona, ćwiczyłam ja. Płakała Ona i płakałam ja.
Tupałam w złości i długo nie mogłam się pogodzić. Ustawiałam Antkę do ćwiczeń w pozycji na boku i zaczynam od przepraszania, całowania małej główki. Długo dorastałam do zbudowania w sobie takiej pewności, która pozwalała mi ćwiczyć z Antosią z uśmiechem i przekonując, że nic się nie dzieje, że to konieczne i wcale nie takie najgorsze. Ćwiczenia, którym poddawana była Antosia są porównywane przez specjalistów do wysiłku olimpijskiego. Powtarzalność i konsekwencja dają doskonałe efekty. Antosi dały! Antosia książkowo po ćwiczeniach podnosiła swoje umiejętności i zdobywała nowe.
Na podstawie Jej terapii powstała nawet praca dyplomowa.
Dziś moje dziecko nie wiele odbiega od rówieśników sprawnością fizyczną. Stoi i pierwsze kroki już lada chwila. Jest dzieckiem niezwykle ruchliwym i ciekawskim. Nie daje za wygraną i dotrze wszędzie, używając przeróżnych metod. I radości i otwartości na w sobie tyle, że zazdroszczę jej szczerze.
Jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności trafiłam na Magdę - rehabilitantkę metodą Vojty - absolutnie najlepszą, na jaką trafić mogłam. Mimo, że daleko, o rehabilitacji na NFZ można tylko pomarzyć, że to metoda kontrowersyjna, wciąż jadę tam w środowe popołudnia z przyjemnością. Wiem, że na każdy temat, i każdą wątpliwość tam właśnie wyjaśnię.
Potem trafiłam do Ady, a przez Adę do Tęczy - Stowarzyszenia Pomocy Dzieciom. Za zajęcia Antosi płaci NFZ. Z Adą, terapeutką metodą NDT Bobath, Antosia pracuje od ponad roku. Najpierw Antka była niedotykalska, wiecznie śpiąca...a potem było już tylko lepiej. Ada jest niezwykłą osobą. Swoją pewnością a jednocześnie ciepłem sprawia, że dzieciaki czują się bezpiecznie. Milion pomysłów na zabawę - to właśnie Ona. Mnóstwo cierpliwości i pasja. Pasja. Pasja. Pasja.
Kilka tygodni temu Tęcza zorganizowała piknikową niedziele i festyn dla dzieci. Cel: dobra zabawa i zbiórka pieniędzy na cele Stowarzyszenia. Było pysznie, wesoło i motocyklowo, bo od lat impreza ma wsparcie motocyklistów.
Antka mimo gorąca nie odpuszczała żadnej atrakcji. Bezkonkurencyjna jednak była piana, którą wyczarowali strażacy. Gdyby nie ręce Taty, Antka zniknęłaby w puszystej chmurze z piany. I tylko po krzyku radości zdołałabym Ją odnaleźć.
Rehabilitacja w pewnym momencie stała się dla nas codziennością. Wymagała konsekwencji i mojej dostępności. Odłożyłam więc powrót do pracy. Polubiłam rehabilitację. A dzięki naszym terapeutkom Antka zachwyca swoją sprawnością. Mała Kukiełeczka uwielbia zajęcia w towarzystwie innych dzieciaków ćwiczenia, które są świetną zabawą i wszytko, co dzieje się w sali doświadczeń.
O tym, czym jest akceptacja choroby czy
niepełnosprawności dziecka, wiem niewiele. Mnie było ogromnie trudno na
wstępie. Tupałam nogą. Na szczęście Antosia niemal wyrównała zaległości.
Przed nami wyzwanie - stopy koślawe - ale to drobiazg:) Damy i temu radę.
To tylko rok, a za nami wszystkie kolory tęczy. I choć czarno widziałam, to że zaakceptuję fakt, że Antosia wymaga rehabilitacji, dziś na prawdę jest tęczowo.
Spędziłam dwa wieczory czytając Waszego bloga. Nie obyło się bez wzruszeń i łez. Ale przyszedł też uśmiech i radość, bo przecież tak świetnie sobie poradziliście. Antka śliczna. I dzielna!
OdpowiedzUsuńPięknie piszesz o Waszej codzienności. Wpraszam się więc do Was :) będę tu zaglądać :)
Pozdrawiam :)
Tak, mamy za sobą trudne pięknego początki, i choć każdego dnia myślę sobie, że miało być jeszcze piękniej, doceniam to, co mam.
UsuńDziękuje za Twoje "wproszenie się" do nas...Rozgość się, już robię kawkę;)
Bardzo optymistyczny post.. duzo dal mi odwagi i pokazal ze czesto trzeba zmienic swoje myslenie, i potem juz leci teczowo :) zabawa w pianie gittttt!!! moja by pewnie tez oszalala :)Pozdrawiam i zycze dalej cudownosci i takiej sily ktora potrafi pokonac nawet wlasne tupanie noga :)
OdpowiedzUsuńHa ha, własne tupanie nogą, w tym jestem dobra! Na prawdę! Ostatnio nawet Antosia się tego tupania uczy - i nieźle Jej idzie. A piana o tak... istne szaleństwo, starszaki ginęły na kilka minut potem wyłaniały się mokre.
UsuńBrawo Antosia! Cudownie czytać taki post :)
OdpowiedzUsuń------------
http://photographicznie.blogspot.com/
Dziękuje - ja też mam w tym dużą frajdę:)
Usuń