Akty i sceny kukiełkowej rzeczywistości Antosi, czasem soczyście umajone didaskaliami, czasem z dramatu powstałe lub pełne komedii... A bohaterka Antosia każdego dnia gra siebie... Cudowne Dziecko. Bo Cuda się zdarzają...

05 sierpnia 2013

Słoiki w Stolicy czyli Mommy in the Capitol

Mamie Kukiełki, czasem marzy się by nie trzymać się planu dnia. 
Czasem też chce się leniwie na kanapie w słońcu poleżeć, ale bez towarzystwa nieletniej Córki.
Kawę w przemiłym ale nieznanym miejscu wypić.
Bez planu iść. Iść i odpoczywać i tym czasem się napawać.

Jakieś wieczorne pogaduchy z Kasią doprowadziły nas do weekendowego wypadu do Stolicy.
Wczesnym rankiem, bez kawy i z deficytem snu pojechałyśmy. Wschód słońca, absolutnie piękny, przepowiadał dobry dzień. I takim był.

Zaczęłyśmy od babskiego buszowania po mousehouse. Udanymi zakupami, które zamiast kawy doskonale podniosły nam ciśnienie.  Miejsce klimatyczne. Powoli dzieje się tak, że to punkt obowiązkowy dla Mam, które do Warszawy mają ochotę wyskoczyć.
  

Miałyśmy świetnego Przewodnika. Przyjaciel Kasi - rodowity Warszawiak, pokazał nam kilka przyjemnych i smacznych miejsc.
Poza Warszawą gdzie żyje się szybko. Warszawą, gdzie biznes i nadęcie rządzą, Warszawą,  gdzie turyści z opętaniem patrzą przez obiektywy aparatów. Zobaczyłam miejsce absolutnie urocze, piękne i klimatyczne.  Dom Pracy Twórczej i... stado baranów, które nasz Przewodnik, dla swoich psów pasterskich hoduje. Cudowny finał dnia. Miejsce takie moje. Miejsce, które po dniu w słońcu i zgiełku stolicy było jak lemoniada z miętą i bazylią (pycha).


Dobrze było mi nie myśleć o tym czy to dobry czas aby teraz rozsiadać się knajpie, bo to akurat pora snu. Dziwne uczucie wolnych rąk. Bez Antosi na biodrze, wózka i aparatu, który zwykłam zabierać, lecz nie tym razem. Odpoczęłam. W końcu też pozwoliłam sobie na taki dzień.



A ja, Mama, czasem przesadnie nie odstępująca na krok dziecka. Mama karmiąca. Mama "niezastąpiona".  Mama etatowa. Mama w dzień i wiele razy w nocą. Po prostu zachciałam i pojechałam.
I co? Zupełnie nic. Dzień Antosi wyglądał dość podobnie, tyle, że Tata znowu pełnił podwójną rolę. Doskonale z resztą, bo Tosia nie wyglądała na stęsknioną. Przed snem tylko pytała o mamę - .... Mamusia jest w pracy.... na co Antka robiła "papa" i zasypiała.

Mnie zaś trudniej było podjąć decyzje o takim dniu niż go spędzić. Czas minął błyskiem. Zerkałam na równolatków Antki z uśmiechem i chwilami nie potrafiłam przestać o opowiadać o Antosi.
Ale da się. Na prawdę da się.  Co więcej, dla mnie to był świetny, pachnący niezależnością dzień. No może szczypa tęsknoty też była, ale gdy nad ranem wśliznęłam się do łóżka, a tam... małe, cudownie ciepłe ciałko Antosi. Nie mogłam przestać jej całować i wreszcie opróżniłam piersi.
Uwielbiam do Nich wracać.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz