Akty i sceny kukiełkowej rzeczywistości Antosi, czasem soczyście umajone didaskaliami, czasem z dramatu powstałe lub pełne komedii... A bohaterka Antosia każdego dnia gra siebie... Cudowne Dziecko. Bo Cuda się zdarzają...

06 czerwca 2013

O sobie samej myślę dla Niej

Oczywiście, że najłatwiej wszytko zrzucić na brak czasu, na nową rolę, która już wcale nie taka nowa, bo ma 14 miesięcy. Można też mówić, że to kamienie piersią, albo, że akurat w poniedziałki i środy najważniejsza jest rehabilitacja. Albo, że wtedy akurat zasypia a sen, wiadomo - najważniejszy. 
No i kolejny - czuję się doskonale. Nigdy nie czułam się lepiej. Po latach w końcu nie boli mnie brzuch - a bolał zawsze, więc po co? 
Od roku odsuwam  coś, co stuka mnie uporczywie w tył głowy. Spokoju nie daje. Ale jak tylko myśl o tym, że powinnam wybrać numer telefonu do rejestracji i umówić się na wizytę zawita w mojej głowie, natychmiast przypominam sobie, że pranie muszę wstawić, że zupę tylko wyłączę, posta napiszę i szorty dla Antki zamówię, spinki koniecznie, zabawki poskładam, torbę na spacer przygotuję i ... budzi się. Rytuały przebierania, ubierania, całowania, zajadania. I już zapomniałam o rejestracji. I tak od roku. Zawsze coś. A może pół roku bycia w lekarskim towarzystwie, zamiast śniadania badania i zamiast spania badania, skutecznie mnie zniechęca. I nawet nie w tym rzecz, że medyków nie lubię - szanuję trochę i cenie niektórych i nawet kocham jednego, bo to mój brat ukochany. Ale jakoś mi nie po drodze i już. 

 

W dzień Mamy siedzę i dumam. Trochę wspominam. Bogu dziękuje za tę moją nieświadomość a może optymizm. Straszyli, mówili, że to ryzyko, że może być różnie. Lekarze zawsze straszą, myślałam. W tej całej walce nie było głowy do tego bym o sobie myślała, przecież silna ze mnie baba i nie dam się. Kukiełeczki najważniejsze. Ale Tata Kukiełek drżał. Zaciskał pięści i gdy wszystkie trzy we śnie pod respiratorem walczyłyśmy o wspólne na jawie spotkanie On biegał między oddziałami i za rękę trzymał. Potem szeptał z lekarzami na erce i sił dodawał..przecież - zawsze razem - miałam obiecane. Wtedy byłam o krok. W dobre ręce trafiłam i te 5 litrów krwi musiałam dostać od dobrych ludzi. Ale miałam tu do kogo wracać, więc wróciłam.


Czas ma jednak dziwną właściwość, szybko mija. I jakoś blednie to, co tak jaskrawo nam w oczy świeciło. Priorytety kolejność na liście zmieniają. Antka it's my live! Świata poza Nią nie wiedzę. Utonęłam w morzu dziecięcych zabaw, czułości w rytm, który nadaje Ona. Przerwy techniczne, jak sen, również Antosi dedykowane. Bo gdy to, co niezbędne do egzystencji załatwię dryfuje w bezmiarze cudnych dziecięcych akcesoriów, ubranek, zabawek. Szperam i wybieram. Porównuje i kupuje. Mam w tym radość, która okazała się wielką przyjemnością.
Stało się tak, że wolę zakupy w tonacji dziecięcej. Modowe magazyny dla PAŃ chętnie zmieniłam na wersję Mini - dla dzieci. Ale dobrze mi z tym. Tego na ten czas zmieniać nie chce.


Wiem jednak, że pora patrzeć nie tylko na Pełzaka, choć już zawsze będzie najważniejsza. Oczy otworzyć pora na siebie. Telefon do ręki wziąć i zadzwonić, termin zaklepać i pójść.
Dziś bardziej niż kiedykolwiek paraliżuje mnie myśl, że beze mnie, bez nas, Antka nie byłaby szczęśliwa. I obiecałam jej, że zawsze przy niej będziemy, dziś ręka w rękę - sercem przytulone, kiedyś dwa kroki dalej, ale na zawołanie - zawsze! Chce aby nie musiała się o nas martwić. Pora więc chyba nadrobić kilka rzeczy, bo nie mniej ważne przecież. I nie o malowaniu paznokci czy szpilkach tu myślę. Dla siebie, dla Niego, dla Niej pora się skupić lekko na sobie.



Tata Kukiełki na chwile w świat pojechał. Ambitnie więc listę zaległości tworzę i działam, nadganiam.
Choć jakoś dziwnie zamiast od siebie zacząć znowu stertę prasowania zaliczyłam, szpinak przerwałam, porządki uskuteczniłam. List zaległy piszę. W głowie odkurzam, sortuje układam, dojrzewam, dorastam do decyzji.
I myślę, jak wiele jeszcze mam do zrobienia. Kiedy to wszytko? Całe życie przede mną.
Niespokojnie zasypiam otulając cudownym zapachem puchatych, spoconych od ciasnego uścisku, włosów Antosi, drzemiącej na mojej piersi. Budzę się nocą i czekam na Jej popłakiwanie i potrzebę natychmiastowej bliskości. Ale jakoś niepokój dziwny mi towarzyszy, mimo malejącej listy zaległych zadań. Rano zadzwonię. I Wam też kochane Panie radzę - jeśli nie dla siebie to dla Niej, dla Niego... O sobie samej pomyśleć.




6 komentarzy:

  1. Zadzwoniłaś gdzie miałaś zadzwonić? :) My tu Cię przypilnujemy! Tak jak sama piszesz, masz dla kogo o siebie dbać!

    Ps. cudna jest twoja spódnica... skąd? :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Zadzwonię.... dojrzewam:)
    Spódnica Kids on the moon - szczerze uwielbiana, sprawdzona - choć myślałam, że tylko imprezowa będzie, nawet do trampek ją można założyć. Antośka ma taką samą ale póki szoruje na kolanach to jednak spódnice, sukienki się nie sprawdzają.

    OdpowiedzUsuń
  3. myślę często bardzo podobnie

    OdpowiedzUsuń
  4. Zadzwoń :)
    Antosia jest piękna, szczególnie te uśmiechy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wciąż dorastam do tego. Ale dziękuje za motywacje.
      Teraz ze śmianiem Antosi jest tak...jak tylko usłyszy, że ktoś się śmieje Ona natychmiast jak małpiszonek powtarza. Ale prawda jest też taka, ze jest szalenie radosnym Dzieciorem.

      Usuń