Kiedy dotarło do mnie, że będę mamą, że jestem nią!, wiedziałam, że będą najlepszą na całym świecie.
Po pierwsze urodzę Je, całe i zdrowe. Choć maleńkie. Po drugie zawsze będę przy nich. Na każda potrzebę odpowiem. Ten pokarm spod ziemi choćby wyciągnę a karmić piersią będę. Czarowałam rzeczywistość. Zaklinałam kolejne sukcesy. Walczyłam o kroki milowe i pierwsze.
Nie wierzyłam w porażki, choć były. Wybrałam świadome bycie mamą na etacie, zdejmując szpilki i czerwoną pomadkę z ust, którą uwielbiam. Miałam codzienność pod kontrolą, celebrowałam poranki i nieprzespane noce.
Na krok nie spuszczałam z oka. Byłam najlepszą mamą jaką mogłam być dla Niej.
Choć miałam sobie nie radzić z chaosem bliźniaczego rwetesu i podwójnych obowiązków. Biegać za nimi ze smyczą w ręku. Wynająć nianię do pomocy w opiece nad dwójką.
Tym czasem perfekcyjnie umiem polerować kamień na grobie Poli. I sadzić kwiatki - przekładać figurki małych, pulchnych aniołków. Bo w tym moim doskonałym macierzyństwie jest wielka dziura.
Większa niż pierwsza buba na kolanie Antosi. Większa niż bałagan, który jakby nie ma końca.
Dziś 2 lata od tamtego piątku gdy wiedziałam, że więcej już ani chwili nie dam rady utrzymać tej ciąży. I patrze na tę moją Kukiełeczkę i znowu wspominam.
Ten punkty dwa - po jednej dla każdej. Warkocze, co mi nocą na Rce potła pielęgniarka.
Nogi, które nie chciały stać w pionie. I te dwie dziewczynki co szły jak burza.
Ich pierwsze 5 dni na świecie z nami. Czas, który był dla mnie najpiękniejszym, krótkim momentem w życiu. Potem był ten dzień, kiedy ta bańka mydlana pełna marzeń i wiary, że musi być dobrze pękła. Świat się wysypał w ciągu 4 godzin. Pola odeszła...
2 lata minęły od kiedy jestem mamą. Czas weryfikuje moje postanowienie. Jakiś czas temu poczułam, że potrzebuje czegoś jeszcze.
Chyba już nie jestem idealną mamą. Mówię "zaraz" Zatykam płaczącą Antkę piersią - gdy muszę skończyć rozmowę telefoniczną. Stukam palcem w telefon na placu zabaw.
Stwierdzam, że w tym macierzyństwie potrzebuje skrawka prywatności. Siebie. Czasu by iść od przodu. Niezmiennie z Nią. I w dzień i w nocy... ale dzieląc czas tak, aby choć chwile wygospodarować dla siebie odrywają się o bycia głównie mamą.
Setki razy wracam do punku wyjścia, pytając czy powinnam. I nie wiem. Uczciwie będzie powiedzieć, że od ideału mi bardzo daleko. Sama z tej ścieżki zeszłam. W mojej głowie ten ideał jest znacznie dalej. Ale i ja i Ona to byty niezależne, które by być szczęśliwe potrzebują marginesu swobody. Ja swój zaczynam doceniać, głośno o nim mówić bo czuje wyraźnie jego potrzebę. Dwa lata od chwili gdy się poznałyśmy, dorastam do niezależności. I potrzebuję jej może także dlatego by być najlepszą mamą? Co dziwne, zachwycam się, pękam z dumy i kocham każdego dnia z tych dwóch lat, bardziej.
"To jat" Córeczko ;)
"to jat" Antosiu :-) Dla Ciebie Emilko również wszystkiego co najlepsze! Pozdrawiam A.B
OdpowiedzUsuńCholeraaaaaaaa, jak strasznie Cię rozumiem. Ja też doszłam do takiego momentu w swoim życiu, w którym czuję, że do pełni szczęścia potrzebuję też chwil bez siebie. Jak wiele razy musiałam się pomylić, złą decyzję podjąć by to zrozumieć. I już się w tym nie duszę, ale z uśmiechem na buzi witam Babcię Lu., która nie tylko daje wyjątkowe chwile mojemu dziecku, ale i mnie ofiarowuje coś wyjątkowego.
OdpowiedzUsuńNad słowami o Poli pochylam się i jak zawsze łzę wzruszenia pozostawiam.