No nic poza mizernie zaopatrzonym sklepem spożywczym na wsi mojej niema. Miejsca, gdzie nieprzemyślane zakupy poprawiające chwilowo nastrój, oddalone kawałek drogi. Ochota więc słabnie, jak wsiadam w auto i załatwiam kolejne sprawunki.
No i jeśli chodzi o Antosie to lubię przemyśleć zakupy...zwłaszcza, że jakoś mam wciąż w głowie, że nadmierna ilość zabawek przytłacza dzieci. Odbiera wyobraźnie. Staram się więc kupować po namyśle. Tym razem jednak było inaczej.
Bo bywa i tak, że raz na czas jakiś otwiera się mały targ staroci, zapraszając okolicznych zwolenników przeglądania rzeczy używanych, czasem niezwykłych, z duszą, z historią. A czasem zupełnie nic nie wartych gratów.
Podczas spaceru wpadłyśmy i my. I od razu wpadł mi w oko ten wózek. Troszkę jakby z mojego dzieciństwa. W doskonałym stanie. Lekki w odróżnieniu od drewnianego wózka, który Antosia dostała na pierwsze urodziny. Antosia wszelkie pojazdy uwielbia, robi kilometry po całym domu niezawodnym wózeczkiem drewnianym stując z rozpędu o ściany na przykład - pakując w jego
wnętrzu niekoniecznie lale. Często sama woli być jego pasażerką. I w
tym wózeczku też świetnie jej przychodzi udawanie "dzidzi".
Wracałyśmy ze spaceru z nowym, starym nabytkiem za całe 20 złotych. Przed nami tylko delikatny tunning wnętrza i szycie pościeli vintage :)
Wracałyśmy ze spaceru z nowym, starym nabytkiem za całe 20 złotych. Przed nami tylko delikatny tunning wnętrza i szycie pościeli vintage :)
Cudna bryka! :)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńNiskie łąki u Bodzia? :) :)
OdpowiedzUsuńZgadza się :)
Usuń