Akty i sceny kukiełkowej rzeczywistości Antosi, czasem soczyście umajone didaskaliami, czasem z dramatu powstałe lub pełne komedii... A bohaterka Antosia każdego dnia gra siebie... Cudowne Dziecko. Bo Cuda się zdarzają...

31 stycznia 2014

fotgraficzne zapiski codzienności

Będzie troszkę zmian. Bo czas mi się kurczy. Bo ciągle go brak. A chce nowego. O 2 kroki do przodu pójść. Zatem i na blogu będzie odrobinę inaczej. Dziś fotograficznie. Bez opowieści i treści. Bo czasem będzie i tak.


Wygląda na to, że babskie tematy zaczną nam się szybciej niż myślałam;)




Coraz nas więcej na budowie. I Antki z nami. Dom nabiera zapachu drewna i farby. Ulubione miejsce Tosi to póki co, nie Jej pokoik... to kabina prysznicowa i KRRRRAN, jak mówi, z wyjątkowo francuskim akcentem;)







Urodzinki kochanego Kuzyna... Ogromna frajda i duuużo radości :)








29 stycznia 2014

MiŚ

Chyba każde dziecko ma swojego Misia. Dziewczynki pierwsze swoje przytulanki dostały od Cioci Ewy, gdy jeszcze były w moim brzuchu. Potem był Stefan... wierny przyjaciel i Anioł Stóż, którego Ciocia Pina na przywitanie przyniosła Tosi.... najpierw służył za "przycisk" - tak, jak ten do papieru, gdy próbowaliśmy Antkę nauczyć spać na pleckach. Nieskutecznie. Został więc powiernikiem smutków i żali.


Do floty maskotek dołączył Bolo. Prezent od Dziadków. Miś rozmiarów Antosi. Wraz wprowadzeniem się Bola Antsia zaczęła wyraźnie mówić MIŚ - zapominając o dotychczasowym MI. No, może lekkie seplenienie przy "Ś" jest słyszalne... ale też zabawne!






 Z Bolem przyjechała książeczka -  Miś na huśtawce - kiedyś ukochana bajka Taty Antosi. A teraz także i Jej. Nic dziwnego. Świetne ilustracje. Pomysłowe pół-strony i biedny ciężki Miś, który nie miał sobie równych w wadze. Antka niestety szybciorem rozpracowała pierwszą stronę.








24 stycznia 2014

Dziadzio Antoś

Głos miał niezwykły. I coś w tym głosie. Taką siłę, pasję i namiętność do wierszy, historii  i opowieści z dzieciństwa.
Kiedy staliśmy na płocie krzycząc z daleka"ciuciu" jeszcze jako dzieciaki, z czarnej, skórzanej teczki wyciągał zawsze coś ...pudrowe pastylki lub żelowe misie - skąd? Nie mam pojęcia bo wtedy nawet o landrynki było trudno.


 

Szopkę pełną drewna pieczołowicie zapełniał latem, na zimę. Siedział na małym, szkolnym krzesełku i palił w kaflowym piecu. Z miłością sadził słoneczki, kiedyś nawet rekordowo duże stały się obiektem zainteresowania lokalnej gazety. Pękał wtedy z dumy. 

Opowieści z wojska i rodzinnych stron spod Rzeszowa od kilku dni brzęczą mi w głowie. Jak ducha zobaczył, jak na nartach z dachu zjeżdżał. Potem jak pralkę niósł sam na plecach kawał drogi. Jak wagony naprawiał i kilometry rowerem zjeździł. Jak z psami rozmawiał. I nucił pod nosem... zawsze nucił.


I historia o tym, jak Ją poznał. Jak wesele w dużym pokoju ich domu robili. Jak pod dach przyjęli zupełnie obcych, młodych ludzi, w grudniowy, zimny wieczór. Bo Ona w ciąży i bez pieniędzy. A dziadkowie bez pewności czy aby ich nie okradną. Całe piętro, na 3 lata im oddali, aż się młodzi dorobią.
Te Jego teksty... gdy pielęgniarce w szpitalu tłumaczył kim jest mój mąż.... gdy ten jeszcze nim nie był...To taki przyszywany wnuczek - na spinacze, ale już się nie odczepi, siostro!
Pamięć niezwykła do wierszyków z dzieciństwa, jasełek, pastorałek, legend i rodzinnych wspomnień. Mam w głowie całą tę rolę Stacha, której mnie nauczył i noworoczne winszowanie....




I zawsze blisko. Hipsterska Babcia i Dziadzio Antoś. Para jak z filmu. Za ręce do ostatniej chwili. Pierścionek złoty, jak wyzdrowieje, Jej obiecał. 57 lat życia razem. Z wdzięcznością za każdą chwilę przy swoim łóżku, za zupę mleczną, za słomkę w kubku herbaty. I za odpalonego papierosa gdy ręce nie chciały Mu  już służyć. I nawet te ich kłótnie, że to w '64tym było a nie w '65tym były zabawne. Bez przesadnej złości. Kochał ją zawsze, ogromnie. I do końca. Uważał za piękną. Dla Niej nawet wąsy zgolił.


I zawsze w koło wianuszek dzieci. Najpierw my, wnuki, potem prawnuki. Coś w tych naszych dziadkach jest takiego, że tematy są, były zawsze. Czy ich otwarte umysły czy nasza rodzinne skłonności. Nie wiem. Może szalona tolerancja na inność, odmienność, na nowe, ciekawość świata. Nigdy nie było fanatycznych nawróceń, uwag, i zmartwień - co ludzie powiedzą. Zawsze duma. Dużo żartów, uśmiechu.
W Babci mądrość niezwykła. I pogodzenie. Szacunek do przemijania. Bez żalu.

Od miesiąca z każdym dniem On gasł. Niepogodzony. Nieświadomy. Ona, na każde skinienie. Nie pozwalając Mu martwić się o cokolwiek. Z największą na świecie wdzięcznością i wzruszeniem powoli odchodził ale wciąż z marzeniem o wiośnie, o ławce przed gankiem, Antce, co przyjedzie do Niego rowerkiem i o lasce, która pomoże Mu znowu chodzić. dziadzio Antoś, Pradziadek...  dla Antki.
Kilka dni temu odszedł.... dla nas nagle i za szybko. Obiecane nam ciasto i martini w Dzień Dziadka wypiliśmy bez Niego, z Babcią. Wyciągając ze skórzanego kuferka zdjęcia wspominaliśmy.


Był najlepszym Dziadkiem na świecie. Takim co kształtuje postrzeganie. Takim, po którym daje się imię własnej córce. Dziś pewnie na jego drobnych kolanach siedzi Poleczka a On opowiada jak zjeżdżał  z Busiówki na teczce... 

10 stycznia 2014

Niespieszne poranki

Dojrzałam do tego, że rano nie koniecznie trzeba wyrwać się z łóżka bo już 8.00 dochodzi. Od zawsze wpojoną miałam potrzebę wstania wcześnie, czasem zupełnie bez powodu. Trudno jakoś delektować się rankiem gdy milion rzeczy do zrobienia jest. Gdy Anteczka była mniejsza i taka regularna, przewidywalna... pobudka 7.45. A ja już do tego czasu w pionie, wyfryzowana i nawet z kreską na oku. Witałam ją wpuszczając słońce i z planem w co dziś ubieramy Małą Ptyśkę. Czy to czas, gdy obie w domu królujemy rankami sprawił, czy nocne życie Antośki, a najpewniej ogrom pacy, dojrzałam do tego by ranek był niespieszny, taki nasz - w piżamowej odsłonie. Przewalamy się bezkarnie w pieleszach powoli łapiąc rytm, który mimo wszytko jest dla mnie ważny. Ale już ranki weekendowe...  to jest luksus. Bo Tata Kukiełki z nami, a to uwielbiamy obie najmocniej. Tata śpioch. Od zawsze śpioch ale od kiedy Tata to śpioch, który o spaniu może, co najwyżej pościć.






I jest kolejny mały, choć wielki sukces.

 ... wiem, ze sposobów jest milion na usypianie dzieci. Każdy ma swój. Dobry. Najlepszy, jeśli się sprawdza. Antka od zawsze lubi regularność. Zasypia dzięki temu błyskiem. Na początku, spała bardzo dużo  i często.... od kiedy skończyła 18 miesięcy śpi w dzień jeden raz. Ale zawsze jej usypianie trwało moment. Długo nie mogłam przestać nosić ją na rękach przed snem. Śpiącą odkładałam. Zwyczajnie ja tego potrzebowałam. I gdy latem okazało się, jakaś ciężka mi się wydawała... trafiła do łóżeczka, bez kołysania przed snem. Stałam przy łóżeczku, głaskałam główkę nucąc jej jakieś melodie. Ale od kiedy każdy trzask deski na podłodze czy nawet strzykanie w kościach sprawiało, że nie mogę wyjść z pokoju bo zaczynała płakać, zamarzyłam o samodzielnym zasypianiu.





Nie lubię, nie umiem jednak na siłę. I jakoś tak naturalnie wyszło..., buziaczek, tup-tup do łóżeczka, całuje i na uszko szepcze,  ... i mówię, że wychodzę. Słyszę tylko paaaa.
Z nianią w ręku stałam pod drzwiami po każdym tym Jej paaa, przez tydzień. Czy nie gramoli się z łóżeczka. Czy nie kombinuje... I nie. Zasypia tuląc swoją krówkę... A ja solidnie zaskoczona.  Może i odstawienie od piersi byłoby takie proste.. ale nie dojrzałam jeszcze do tego.





 
Antka ze swoją urodzinową lalą nawiązała solidny kontakt - trochę Jej to zajęło. Lala, jako urodzinowy prezent zdążyła już się na dobre rozgościć, ale dopiero teraz frajda z zabawy nią jest na prawdę duża. Mnie czasem chwyta za gardło ten widok bo gdy Antka się urodziła była mniejsza od tej lali ... na zdjęciu w malutkim bodziaku Antosi. Mamy spory zapas ubranek, które teraz na bobasa doskonale pasują. Niestety lala ma konkurencje jeśli chodzi o leżakowanie w kołysce;)

06 stycznia 2014

Spacer po Pergoli

Na spacerze lubię czuć słońce na policzkach. Lubię też zaplanować wypad nagle. I zbierać się w pośpiechu wpisując między pobudkę Antki a zachodzące słońce. Lubię jej euforię. Mały paluszek w kierunki wierzy i dźwigu i nieporadne... "dzik"
Ale najbardziej lubię patrzeć na ten duet. Doskonały. Jak szaleją.
Jak słyszę Jej piskliwe .... "Tati, cho!"










Kawałek naszego spaceru spaceru. Chłodnego. Ale w przyjemnym popołudniowym słońcu, bo dzień już lekko dłuższy :)