Akty i sceny kukiełkowej rzeczywistości Antosi, czasem soczyście umajone didaskaliami, czasem z dramatu powstałe lub pełne komedii... A bohaterka Antosia każdego dnia gra siebie... Cudowne Dziecko. Bo Cuda się zdarzają...

26 września 2013

Sentymentalne czytadła


Pod koniec lat 90 tych przeprowadzaliśmy się do nowego domu, co to go Tato mój, własnymi rękami budował. Budował i budował. Co rok, jakiś krok do przodu. Na sąsiedniej działce, więc biegałam tam bawić się w domek, sklep, nawet raz nocować na budowie próbowałyśmy z przyjaciółką. Ale przed północą strach nas dopadł. Był pusty. Echo mieszkało po kątach..... Tylko ta pusta jakąś odstraszająca była.





Frajdą o stokroć większą był przepastny strych poniemieckiego domu, w którym mieszkaliśmy. 
Strych - tajemnica, przez lata odkrywana. Zakamarki, których się bałam, które uwielbiałam. Bywało, że tonęłam w jego czeluściach. Pamiętam wyszywane kwiatami płócienne worki pełne ubrań, w których uwielbiałam grzebać. Antyczne, zdewastowane szafy z farbami w proszku do ścian. Kamienna wanna z piaskiem do gaszenia ognia - którą nazywaliśmy trumną. Za sprawą mojego brata panicznie bałam się, że drzemie w niej nieboszczyk z czasów okupacji. Każde pomieszczenie skrywało jakąś tajemnicę. Stare wózki dziecięce, schowek na buty. Regały z książkami.

Cały ten dom miał w sobie historię. W każdym kątku można było coś znaleźć, coś co pachniało przeszłością. Gdybym dziś miała wiele z tamtych skarbów z pewnością znalazłyby miejsce w moim domu. Żelazne łóżeczko z siennikiem na którym spałam, pewnie znalazłoby się w Antosi pokoju. Kredens na ścianie w jadalni, z miętową porcelaną. Drewniany magiel i maszyna Singera stanęłyby w pralni. A dla książek urządziłabym regał w  holu.
w '97 roku w raz z powodzią, spora część historii tego domu poszła w wodą i błotem w niepamięć.
Wyrzucaliśmy przez wiele dni tony drobiazgów, mebli, ubrań wraz z ich przeszłością.
Pamiętam setki książek wśród których brodziliśmy po kolana w wodzie, gdy do domu dało się już wejść.

 




Kilak miesięcy później przeprowadzaliśmy się do nowego domu.  W letnie dni wyrzucaliśmy ze strychu przez okna skarby gromadzone przez lata. Niby nikomu nie potrzebne. Stare. Tony ubrań, butów, mebli, starych płyt, zabawek i drobiazgów. Wtedy namawiałam aby bez sentymentu się pozbyć. Cieszyć białymi ścianami w przestronnym domu. I wcale ta moja lubość czystych przestrzeni nie minęła. Brak mi tylko kilku tych cennych drobiazgów, które zabrała woda, których sami się pozbyliśmy. 





Dziś kolejna paczka dla Antki z dalekiego wschodu, od Babci. Wraz z jesiennymi dziergankami druga już, piękna porcja książeczek z dzieciństwa Taty Antosi.
Otwierając pudełko patrzył na nie z uśmiechem i z daleka po okładce rzucał tytuły. Antka łąpczywie zaczęła przeglądać książeczki. Wszytkie zupełnie nie z tej epoki. Szarawe i niekrzyczące. Bez lakierowanych kartek. Doskonale zachowane choć niektóre z nich mocno "wyczytane".
niedzisiejsze tytuły, choć jest i sporo klasycznych pozycji. Ilustrowane przepięknie. I taki niezwykły klimat im towarzyszy. Niektóre lekko mroczne ... inne zabawne, indoktrynujące, taki znak czasu.

Antka z Tatą buszowali w nich  do wieczora. Z dumą opowiadał ilustracje bo na czytanie Tośka nie miała czasu. Podglądałam te ich prywatną czytelnie z żalem, i małą zazdrością. Moje książeczki dawno zostały zniszczone. Jest kilka perełek po mojej Mamie, które w liceum służyły mi wiernie. Ale to zaledwie kilak sztuk. Biblioteczka Taty Antki, w całości najdoskonalej zachowana stacjonuje u Dziadków. Przy następnej wizycie, na pewno odbierzemy całość.
I choć chomikowania nie lubię, miło jest wstąpić w tamten czas, przeżucając kolejne strony starych wydań dziecięcej literatury. Do tego mam niezwykły sentyment

22 września 2013

Luźne gatki

To mruczenie, z którym się budzi uwielbiam. Radosne i piskliwe. I tyle do opowiedzenia, choć jeszcze w zwolnionym tempie. Poranne przewalanki, budzenie Misia Stefana i Krowy, której obowiązkowo należy wcisnąć smoka. I jakaś poranna "baba" (czyt. bajka), co by matka mogła okiełznać rzeczywistość. 








 Spacery, książeczki, utulanki, układanki, klocki, bunty, zjeżdżanie na tyłku po schodach, stanie w oknie z nosem przy szybie, psa ciągnięcie na sznurku.... Wszystkim tym naszym codziennym do znudzenia powtarzanym, ale pięknym chwilom, towarzyszą słowa.
Ja mówię... ale ostatnio mniej. Mam bowiem konkurentkę.
Konkurentka pyta. Komentuje. Woła. Kłóci się. Śpiewa.
Wszystkie te słowa-niesłowa w języku wciąż nadal znanym głównie mnie i Jej rosną a mowa nabiera rozpędu. Najwięcej w słowniku Kukiełeczki słów na "P" i "B"
Ale jest w ogromna fajda z powtarzana setny raz ...heloł - do lusta
bawo!!! - w okrzykiem radości i klaskaniem w dłonie, gdy tylko coś się uda... a udaje się sporo:)
doby - z cudnym ukłonem - na powitanie i w odpowiedzi na dorosłe - dzień dobry
pa,pa - każdemu kogo spotka czy to Pan, który świata na oczy nie widzi bo w sztok pijany czy kaczka, której przyszło zostać w kąpieli, gdy Antka z wody wyciągana. 
Ale komunikacja weszła już na wyższy level... 

Antosiu chcesz się napić? TAAK i pędzi po kubeczek
Antosiu idziemy na spacer? - TAAK i wózka nieodstępuje
Antosiu idziemy zmienić pieluszkę - NIE z rozbrajającym uśmiechem


I gada, plumka, popiskuje, tłumaczy sobie i światu. Że deszcz pada. Że Taty nie ma. Że sowa poleciała. Ale mały rozumek małej Kukiełeczki jest potężny w swoim rozumowaniu.
Dziś niosąc kwiatuszki swojej Siostrzyczce z śpiewem minionkowych treści wparowała za żelazną skrzypiącą bramę cmentarza.... i nagle stop, ucichła  - Ciiiiiii, z paluszkiem na ustach ....tu śpią Aniołki - w naszym języku oczywiście.





Ale instynktu samozachowawczego wciąż jeszcze ma niewiele... dziś podczas podwórkowych zabaw, pędziła w stronę stawu - z okrzykiem "byby' na ustach... Skąd te "byby" ...pewnie z książek i widoku ich w rzece.  Tyle, że w naszym stawie ryb od dawna już nie ma. Antka bez zatrzymania na skarpę i do przodu na połów. Brrrrr!  Z powodu matki ograniczającej wolność dziecku, połów nieudany! 
I awantura gotowa ... byby ga! byby ga! (czyt. daj rybę)




17 września 2013

Forest Ant

Dawno nie dreptałyśmy po lesie, choć niemal pod nosem mamy. Komary dały nam w kość i stanowiły jakby magiczną barierę chroniąc wstępu do lasu przez całe lato. Na spacery, zabawy kamyczkami i patyczkami już dawno się nie wypuszczałyśmy w leśne zakątki. Z początkiem lata  odwiedziła nas Ewa z Lily, chyba ostatni raz tam byłyśmy właśnie nimi. Kukiełeczka na kolanach pędziła za starszą koleżanką i zazdrością patrzyła na Jej spryt -Lily - hop i siedzi już na drzewie. 
Minęło zaledwie kilka miesięcy, a Antka tę samą okolice zupełnie sama eksploruje.

Maj, 2013 - Antka raczkująca i Lily (3 latka)






Chwile później Antka kolekcjonuje kamyczki i patyczki. Swoją uwagę skupia na dłużą chwilę, mrucząc melodie ulubionych ostatnio Minionków.... bababa ba nananana
Zbieramy żołędzie dla dzika, ale ten złośliwiec ukrył się i ani myśli wpaść na deser. Dopisały za to żuki, dzięcioły, i sarny. Tylko znaki ostrzegawcze "CISZA - tu mieszkają zwierzęta" jakby nie dotyczyły Antki. Mruczy, naśladuje sowy i podśpiewuje. Na widok żuczej rodziny piszczy z zachwytu.
W tych jesiennych spacerach jakoś dziwnie wózek stał się balastem. Antola zupełnie swobodnie przemierza leśne dróżki na piechotę. A ja, jak żandarm  "nie bierz do buzi, nie ściskaj bo, to boli żuczka".
I choć nie czekam jakoś na tę mokrą, zimną jesień jest w niej tyle piękna. I zapach jesiennego lasu jest nie do podrobienia. Kolejny nasz spacer będzie z koszyczkiem, może uda nam się oprócz żuków grzyby wytropić.









*Sweterek w babcinym wykonaniu podglądnięty u Oeuf NYC

14 września 2013

Dzierganki jesienne

Listonosz przynosi paczki w porze snu Antki... i dobrze. Bo mam czas, aby je w spokoju rozpakować. Te od Babci, wyglądają wciąż jakby się czas zatrzymał. Bawełnianym sznurkiem skrzętnie owinięty szary papier. Zupełnie nie do podrobienia. A ja, jak dziecko, zawsze z niecierpliwością ściągam opakowanie.
Babcia wysłała pierwszą część jesiennych dzierganek dla Antki. I poczuła klimat. Nareszcie doskonale złapała, o co mi chodzi. Że bez zbędnych ozdobników. Że bawełniane nici. Że dla dzieci to z alpaki a nie gryzącej do kości wełny. Ja wyszukuje nici...rzucam pomysł, szukam inspiracji. Babcia czaruje.
W paczce znalazło się, też coś dla mamy. Niespodziewanka:) Dekoracja okna, która od lat wisiała z Antosiową pomocą doczekała się emerytury, gdy tylko Kukiełeczka wzięła ją w ręce natyczmiast straciła kształt koła. Jest wiec jej godna następczyni.  
Mały skrawek jesiennych dzierganek.




 





Ręce Babci są skarbem, szczególnie jesienną i zimową porą. Dla mnie szczególnie, bo mam niezwykłą słabość do dzierganych sweterków, getrów, szali i czapek. A sezon, niestety, uważamy za otwarty.


12 września 2013

Dziewczynka z psem

Nie da się ukryć, że chłodem ciągnie. I choć w słońcu bywa na prawdę gorąco, bose stopy marzą rankiem. Popołudniowe światło jest miękkie i przyjemnie wchodzi pod zamknięte powieki. Uwielbiam się wtedy zatrzymać. Pomarzyć. Delektować się zapachem dojrzałego lata.
Tylko z tym zatrzymaniem jest kłopot.






Antka gna. Jest ciągle w drodze. Z pokoju do drzwi wyjściowych, potem "dryp, dryp" i już siedzi na schodach. To ostatnio ulubiony przystanek - chwilka na fikanie nóżkami. I dalej  w trasę. Kilometry robi i udoskonalonym chodzeniem się delektuje. Już bez chwiejnych kroków, bez walki o równowagę. Idzie i macha rączkami.





I przyznaje... jest łatwiej. Ta Jej samodzielność zdjęła mi z pleców 1000 razy dziennie podnieś-połóż. 
I Kukiełeczka w tym śmieszna taka - to niezwykłe ale wydaję się być dumna z chodzenia.
W tym swoim zwiedzaniu świata na piechotę ma przyjaciela Brytana. Psy to jedne z ulubionych zwierząt Antki. Drewnianego pieska na kółkach ze sznureczkiem do ciągnięcia Kukiełeczka dostała na pierwsze urodzinki w prezencie, dotąd był jakby niezauważany. Ale teraz... wielka miłość. Najpierw ciągnie go za sobą, a jak już sił brak na walkę ze sznurkiem, który złośliwie plącze się między nogami, Antka dźwiga Brytana na rękach. A ciężki jest! Dla mnie rozczulający widok. Ona i ten psiak na kółeczkach, którego sama z wielką frajdą ciągnie. Sama! 


I kitki są, jak widać. Od dawna chwytała za moje włosy i po swojemu mówiła... "kika". Może dlatego gumek nie ściąga ale z dumą prezentuje swoją nową fryzurę. Dziewczynka z Niej już taka.