Pod koniec lat 90 tych przeprowadzaliśmy się do nowego domu, co to go Tato mój, własnymi rękami budował. Budował i budował. Co rok, jakiś krok do przodu. Na sąsiedniej działce, więc biegałam tam bawić się w domek, sklep, nawet raz nocować na budowie próbowałyśmy z przyjaciółką. Ale przed północą strach nas dopadł. Był pusty. Echo mieszkało po kątach..... Tylko ta pusta jakąś odstraszająca była.
Frajdą o stokroć większą był przepastny strych poniemieckiego domu, w którym mieszkaliśmy.
Strych - tajemnica, przez lata odkrywana. Zakamarki, których się bałam, które uwielbiałam. Bywało, że tonęłam w jego czeluściach. Pamiętam wyszywane kwiatami płócienne worki pełne ubrań, w których uwielbiałam grzebać. Antyczne, zdewastowane szafy z farbami w proszku do ścian. Kamienna wanna z piaskiem do gaszenia ognia - którą nazywaliśmy trumną. Za sprawą mojego brata panicznie bałam się, że drzemie w niej nieboszczyk z czasów okupacji. Każde pomieszczenie skrywało jakąś tajemnicę. Stare wózki dziecięce, schowek na buty. Regały z książkami.
Cały ten dom miał w sobie historię. W każdym kątku można było coś znaleźć, coś co pachniało przeszłością. Gdybym dziś miała wiele z tamtych skarbów z pewnością znalazłyby miejsce w moim domu. Żelazne łóżeczko z siennikiem na którym spałam, pewnie znalazłoby się w Antosi pokoju. Kredens na ścianie w jadalni, z miętową porcelaną. Drewniany magiel i maszyna Singera stanęłyby w pralni. A dla książek urządziłabym regał w holu.
w '97 roku w raz z powodzią, spora część historii tego domu poszła w wodą i błotem w niepamięć.
Wyrzucaliśmy przez wiele dni tony drobiazgów, mebli, ubrań wraz z ich przeszłością.
Pamiętam setki książek wśród których brodziliśmy po kolana w wodzie, gdy do domu dało się już wejść.
Kilak miesięcy później przeprowadzaliśmy się do nowego domu. W letnie dni wyrzucaliśmy ze strychu przez okna skarby gromadzone przez lata. Niby nikomu nie potrzebne. Stare. Tony ubrań, butów, mebli, starych płyt, zabawek i drobiazgów. Wtedy namawiałam aby bez sentymentu się pozbyć. Cieszyć białymi ścianami w przestronnym domu. I wcale ta moja lubość czystych przestrzeni nie minęła. Brak mi tylko kilku tych cennych drobiazgów, które zabrała woda, których sami się pozbyliśmy.
Dziś kolejna paczka dla Antki z dalekiego wschodu, od Babci. Wraz z jesiennymi dziergankami druga już, piękna porcja książeczek z dzieciństwa Taty Antosi.
Otwierając pudełko patrzył na nie z uśmiechem i z daleka po okładce rzucał tytuły. Antka łąpczywie zaczęła przeglądać książeczki. Wszytkie zupełnie nie z tej epoki. Szarawe i niekrzyczące. Bez lakierowanych kartek. Doskonale zachowane choć niektóre z nich mocno "wyczytane".
niedzisiejsze tytuły, choć jest i sporo klasycznych pozycji. Ilustrowane przepięknie. I taki niezwykły klimat im towarzyszy. Niektóre lekko mroczne ... inne zabawne, indoktrynujące, taki znak czasu.
Antka z Tatą buszowali w nich do wieczora. Z dumą opowiadał ilustracje bo na czytanie Tośka nie miała czasu. Podglądałam te ich prywatną czytelnie z żalem, i małą zazdrością. Moje książeczki dawno zostały zniszczone. Jest kilka perełek po mojej Mamie, które w liceum służyły mi wiernie. Ale to zaledwie kilak sztuk. Biblioteczka Taty Antki, w całości najdoskonalej zachowana stacjonuje u Dziadków. Przy następnej wizycie, na pewno odbierzemy całość.
I choć chomikowania nie lubię, miło jest wstąpić w tamten czas, przeżucając kolejne strony starych wydań dziecięcej literatury. Do tego mam niezwykły sentyment
niedzisiejsze tytuły, choć jest i sporo klasycznych pozycji. Ilustrowane przepięknie. I taki niezwykły klimat im towarzyszy. Niektóre lekko mroczne ... inne zabawne, indoktrynujące, taki znak czasu.
Antka z Tatą buszowali w nich do wieczora. Z dumą opowiadał ilustracje bo na czytanie Tośka nie miała czasu. Podglądałam te ich prywatną czytelnie z żalem, i małą zazdrością. Moje książeczki dawno zostały zniszczone. Jest kilka perełek po mojej Mamie, które w liceum służyły mi wiernie. Ale to zaledwie kilak sztuk. Biblioteczka Taty Antki, w całości najdoskonalej zachowana stacjonuje u Dziadków. Przy następnej wizycie, na pewno odbierzemy całość.
I choć chomikowania nie lubię, miło jest wstąpić w tamten czas, przeżucając kolejne strony starych wydań dziecięcej literatury. Do tego mam niezwykły sentyment