Akty i sceny kukiełkowej rzeczywistości Antosi, czasem soczyście umajone didaskaliami, czasem z dramatu powstałe lub pełne komedii... A bohaterka Antosia każdego dnia gra siebie... Cudowne Dziecko. Bo Cuda się zdarzają...

28 marca 2013

Wielki Mały Anioł

Jakoś nie dorastam do radości ze Świąt. Bynajmniej nie pogoda odbiera mi uśmiech. Wspomnienia mi go zabierają. Wielki Czwartek. Wielki ból. Wielka tęsknota.
Zamiast klocków drewnianych, pierwszego wózeczka dla lal... kolorowy wiatraczek na wietrze, biały wianek i lampion, i śpiące figurki Aniołków. Tamtego czwartku wielkanocnego nie zapomnę nigdy.
Gdy wrzask aparatów jakby prosił dla Niej o ratunek. Gdy tylko w kółko "Święta Mario - przecież też jesteś Matką"..., Gdy pytali czy chcemy ochrzcić, i że to koniec. Jak chciałam ją odprowadzić, by się nie bała. Pamiętam wszytko jakby mi kto, to na brzuchu wypalił i blizna została widoczna na zawsze.
Choć to ruchome święta i do Jej I urodzin 2 dni jeszcze, dziś klęcząc tam, u Jej stópek,  myślałam, że ten dzień również jest rocznicowy bo odeszła w Wielki Czwartek. Nie po to by drążyć, nie po to by  dręczyć czy gloryfikować.. zwyczajnie z tęsknoty te dni wyliczam.
I choć staram się wierzyć, że skoro jest najmniejszym Aniołkiem w całym tym wielkim niebie, to Ktoś tam się Nią opiekuje. Chcę wierzyć, że jest w najlepszych rękach, że z rana kaszką Ktoś nakarmi, bo maminy cycuś daleko,  po pleckach podrapie, i hopsa-hopsa zrobi. I do snu poczyta, i rymowanek nauczy. A może nie trzeba? Może lepiej radzi sobie niż my tutaj, albo niż gdyby z nami była.

Nie pojmuje mój mały rozum tego Nieba całego, które tak tycie dzieci zabiera, Nie umiem przytulić do siebie nawet myśli o tym, że tam jest Jej lepiej. Zagryzam więc zęby i czekam znowu na spokojniejszy oddech.


26 marca 2013

Huragan Atonina


Anomalia pogodowe tej wiosny przedstawiły się już w całej krasie. Bociany na podwórku drepczą po śniegu i zamarzniętym stawie. Oprócz kataklizmu zimy, w naszym domu panuje też Huragan Antonina. Ten drugi okazuje się prawdziwym wyzwaniem.... o ile zima minie myślę, że mój najukochańszy Huragan dopiero się rozkręca na dobre.
Antośka mknie do przodu w zastraszającym tempie. Zamieniała się w istną froterkę i wykrywacz mikro paprochów - chwyta najmniejszy nawet okruszek w malutkie paluszki natychmiast pakuje do buziaka. A, że  zna już moją reakcje, przyspiesza w chwili gdy tylko złapie choćby nitkę w ręce i ucieka - ma w tym tyle frajdy, że czasem mam ochotę podrzucić Jej jakiś drobiazg;)



Na drodze naszego niemal rocznego "Kataklizmu" stają czasem szyby w oknach, oporne drzwi szafy albo kolumna, która broni dostępu do zwojów kabli i wtyczek, a ta niemoc powoduje, że jest złość i łzy rozpaczy. Łzy prawdziwe, niekłamane. Strumieniem płyną i zalewają jej małe uszy:) Choć trwa to kilka sekund prawdziwy to teatr - bardziej właściwy aktorce silnie dramatycznej niż małej Kukiełce.


Tośka łapie w mig wszytko co nowe. Wielkie, niebieskie oczyska szukają ciągle nowych podniet. A to lampa, pompony, kwiaty świeżo rozkwitnięte, gałki komody są odkryciem, radością i z pasją Antka wyciąga swój mały paluszek by tam właśnie Ją nieść. Kiedyś patrząc na te rodzicielskie przechwalanki w stylu "pokaż jaka jesteś duża" stawałam w obronie dzieci myśląc, że to je męczy. Dziś wiem, ile frajdy przynosi Antośce setny raz pokazywanie miny Marszczynosa czy naśladowanie traktorka... Ten nasz mały Małpiszonek  łapie w mig wszystkie nowości i bawi nimi a ja z Nią.  


 I Jej "lokomocja" -  ulubione słowa naszej rehabilitantki:) - jest obiektem rodzinnych zachwytów a mojego przyrostu masy mięśniowej w okolicach bicepsów.  Ani chwili Antka nie pozostaje w bezruchu. A to nóżyna stuka gdy paluszki paprochy tropią a to breakdance w najlepszym wydaniu. Ale żadnych przestojów. Tylko po kima Ona taka ruchliwa - przecież Mama aktywnością fizyczną nie lubi grzeszyć - no może poza odkrytą Zumbą ostatnio.
Tosienia wspina się po meblach - np. z  metalową gałką komody w ustach ... o tak to moja "ulubiona" akrobacja!  Jest też bujanie w startowej pozycji do czworakowania, tylko te nóżki jakoś nie chcą słuchać i w miejscu stoją.


No i muzyka - wielka miłość Antośki. Otwiera dziobek i buczy to swoje aaaaaaaa - najpiękniej oczywiście. I podryguje, niezmiennie - od czasu gdy to odkryła w grudniu. Nie tylko Tosienia się zmienia - Taka Kukiełki również - jako akustyk, miłośnik sprzętów grających i płyt z lekkim przymrożeniem oka traktuje  swoje zabawki i chętnie dzieli się nimi ze swoją Córeczką, co kiedyś było nie do pomyślenia:)
Cała jest bardziej, mocniej i bliżej do roczkowych Maluchów. Tylko wciąż mniejsza i lekko z tyłu ze swoją motoryką w porównaniu do swoich rówieśników. Dla mnie to jednak Szczęście nie do opisania. I choć to takie oczywiste każdego dnia dziękuje za ten mój Huragan, za wszystkie "spustoszenia", które sieje i cieszę do szaleństwa, że po prostu jest. W dodatku zdrowa, piękna i mądra cała niesłychanie... :)

21 marca 2013

Gościnnie

Dziś w Teatrzyku mamy Gościa. W roli reżysera występuje M. Moja M. Pisać Ona pięknie potrafi. I tak nieskromnie, dziś będzie o mnie.

E.

Smukłe stópki, chude ręce, dłonie jak u ptaszka. Rozwichrzone, ciemne włosy. Dłuuugie, po pas prawie. Ciasne gumki, w które mama krępowała jej piękne dwa warkocze, źle znosiła. Po wyjściu z domu, ze staranną "nielubianą" fryzurą, ruchem naturalnym ściągała wszystkie gumki, frotki i inne kotki. Szło to małe Dziewczę z wielkim tornistrem na lekcje, w latach, kiedy jeszcze rodzice nie odwozili dzieci pod szkołę, tylko słali buziaki na progu domu, by radziły sobie same. Tak oto szło to Dziewczę krokiem dzielnym, bo pilnym uczniem było.  A to, że czasami - zamiast na przystanek PKSu - wybrało wersję na piechotę, to tylko rozgrzewało rumieńce. Gdzie zdążyć miała, zawsze zdążyła. Na dygresje wciąż miała czas, bo pomysły rozmarzonej głowy sypały się jak liście jesiennej wierzby. Charakter miała kolorowy. Kłóciły się w niej siły posłuszeństwa i skrajnej indywidualności, której nie straszny autorytet starszego. Ograniczeń nie lubiła od zawsze. Oczyszczenie jednej kobiałki truskawek było większym problemem od przekopania wielkiego strychu starego domu, w poszukiwaniu skarbów przeszłości.  Lubiła zakamarki. Wyszukiwała takowe gdzie popadło i wiła tam swoje małe światy. Stara szopka, z rzadka używana letnia kuchnia, bagnisty, zapomniany teren za ogrodem sąsiadów - wszystko  stanowiło doskonałe lokum na teraz. Lubiła planować, przegadywać wszystko godzinami. W sytuacjach zaskoczenia - waleczna, wygadana, pyskata. Kilometry wybiegały jej dziecięce stopy bez butów.  Długie godziny moczyła się w rzece, aż usta nabierały koloru śliwki. Wtedy chleb z cukrem i cynamonem smakował jak nigdy później. Swoją owocową miłość przejawiała wciąż lepkimi palcami od soku sadów i ogrodów, w których spędzała całe lato. Brzoskwinie przy niej nigdy nie doczekały dojrzałości. Do tej pory lubi te twarde, zielonkawe jeszcze. Co roku "umierała śmiercią czereśniową", jak zwykłyśmy mawiać. 

4 letnia E. ...

Po okresie młodzieńczych głupotek, przyszedł czas rozmyślania. Trwał dość długo. Przychodziła do mnie niemal co dzień, siadała kuckiem pod kaloryferem, bo ciepło działało jak dobry masaż.  Mówiła, dużo mówiła, co jej w duszy gra. Grała tęsknota za czymś po części nieokreślonym, bo trudno się zdefiniować w pewnym wieku. I słyszę określenie, wypowiadane przez nas wielokrotnie: „Zmęczone twarze, Świeże makijaże” - o tym, co mierzi wokół i w co wplątać się nie chcemy. A potem wyjechała do miasta i nie było już tych codziennych spotkań. Aż wreszcie przyjechał Ktoś stamtąd. To był T., teraz już Jej mąż. I między całą masą zmian w kolejnych 8 latach, wróciła "nasza" codzienność. Znowu obcuję z Jej humorem, jak dla mnie idealnym, jakby wprost z listów A. Osieckiej, którą zawsze lubiłyśmy. 

Roztańczona i rozśpiewana. Z dużym dystansem do siebie samej, potrafi zrobić z siebie wariatkę (nomen omen jedna z jej piosenek życia to "Wariatka tańczy"*).  Styl nieokreślony, wielowarstwowy. Jednego dnia jak kolorowy ptak, drugiego ascetycznie, jak baletnica w czerni. Wspólnym mianownikiem tego chaosu jest czerwień na paznokciach i czasami na ustach, którą tak lubi Tylko Ona wie co oznacza "taniec kuny na szkle" czy "piechotą do kultury". Również tylko Ona zna tajemnicę przejścia przez lodowatą rzekę wpław, w pewne listopadowe popołudnie, bo do takich była zdolna (wspomnę jeszcze o Piaskowym Dziadku w górskim strumyku i czarnych traperkach pod białą szatą Aniołka, bo wiem, że te hasła wywołają uśmiech na jej twarzy). Kto E. dobrze zna,  potwierdzi, że talent towarzyski u Niej na pierwszym miejscu. Choć się wzbrania, tak właśnie jest. Zawsze podziwiałam jej lekkość nawiązywania kontaktów i odwagę, z którą u mnie bywało różnie.  A dziś już w głowie jej ten tak zwany święty spokój... czas spędzony na uprawie malin, celebrowaniu zwyczajnego życia, grzebaniu w ziołach w wielkich donicach, piciu herbaty w jasnym kubku (bo przecież  z ciemnego nie smakuje tak dobrze) i plucie pestkami czereśni w czerwcowe popołudnia na trawie. I wolne stopy, wystawione do słońca. Z pewnych rzeczy się jednak nie wyrasta....
Oto kilka zdań o E. - autorce tego bloga. Więcej nie zdradzę. O części pewnie nawet nie wiem. 

Po co to wszystko? Poniekąd dla wspomnień, po części dla Tosieńki, której - mam nadzieję -  opowiem kiedyś dużo więcej i pikantniej, kim tak naprawdę jest jej Mama:)
Czas zapędził się do przodu, trochę nawet nazbyt, bo tak z próżności, chciałoby się zawsze mieć te 3 lata mniej. W pewien letni, rzewny w nastroje wieczór, określiła (-śmy) sobie granicę wieku,  kiedy to pewne rzeczy zdarzyć się po prostu MUSZĄ. I wiecie co? Z małym, maluteńkim poślizgiem się zdarzyły!
Otworzyłam skrzynkę wspomnień i mogłabym tak bez końca, tylko po co, skoro TU i TERAZ to pastelowy błękit oczu jej Córeczki. To jest teraz jej barwa szczęścia. O tym jest właśnie ten blog. 


M. :)


18 marca 2013

Tweet

Weekend jaki lubię, za nami. Dużo czasu razem, w niedziele nawet sen do 9.00 - rozpusta, która się nie zdarza! Z dumą przyznam, do roboty się wzięłam. Do Antkowych urodzin jesteśmy o kroczek bliżej. Zaproszenia wyczarowane, rozesłane. Pompony gotowe i torty zamówione! I postanowione - będziemy świętować podwójnie - jako, że urodzinki wypadają w święta to pierwsza świeczka zostanie zdmuchnięta właśnie wtedy z Rodziną - z Przyjaciółki za tydzień. 



 

Tak sobie właśnie myślę. Bez zakupów w internecie chyba nie umiałabym już funkcjonować. Kiedyś szczerze nie znosiłam "kup teraz" i tych procedur wrzucania do koszyka. Wolałam przebierać, powąchać, dotknąć i sam "szoping" był dla mnie frajdą. Teraz nie da się inaczej... ale uwielbiam gdy kurier czy listonosz dzwonią do drzwi - no pod warunkiem, że nie jest to w porze drzemki Antosi;)

 Kochani Goście z Małym Wielkim Człowiekiem sprawili nam niespodziankę przybywając w niedzielny ranek. Przyznam, że już zapomniałam, że 4 miesięczny Szkrabik nie daje tylu podpowiedzi w obsłudze ile roczna Antka. I mimo, że różnica rozmiarów jest znikoma Antkę można zakwalifikować do starszaków;) . Oczywiście była zachwycona "Dzidzią" i z niesłabnącym zainteresowaniem pokrzykiwała eeeeejjjjjjj, w odkrytej przed kilkoma dniami śpiewnej intonacji. A gdy młodszy Kumpel płakał naśladowała ten dźwięk. I do kolekcji popisów

- Jaka Tosia jest duża?
- Jak się Tosia śmieje?
- Jak Tosia bije bravo?
- Jak robi Indianin?
- Jak Tosia Tańczy?

dołączyło przedrzeźnianie: Jak Dzidziuś płacze? Nasz mały Gość to przeuroczy maluch, okazało się, że ma wiele do powiedzenia (a raczej do "pogugania"). Domowe ciepełko zamieniliśmy za długi, mroźny spacer i pogaduchy za którymi tęskniłam. Wydaje się, że chwilę się tylko nie widzieliśmy, zadymione knajpy i ulubionego"barmana" zamieniliśmy na spacer z wózkami i lekką kawę dla karmiących;) I szłyśmy tak leśnymi ścieżkami, tonąc kołami w błocie - nasze Skarby spały - a my szczęśliwe, bo obie z maminym bagażem przed sobą. Coś pięknego... Tylko tematy wciąż okołodzieciakowe - monotematyczność się wdała.


 

I piosenka z płyty, która nam od rana towarzyszy. 

 

Dobrego tygodnia




14 marca 2013

Aby krzywdy nie zrobić

Chyba zawsze tak było, że na krzywdę wyrządzoną dziecku nie miałam grubej skóry. Właściwie zawsze tam, gdzie dzieci, miałam podwyższoną wrażliwość. Od kiedy jestem mamą zwyczajnie przeraża mnie to, po stokroć bardziej.  Czy to ojciec bestia, czy lekarz rutyniarz sprawiają, że zaciskam pięści i nie umiem pojąć ... jak?


Na kilka chwil biegnę do łazienki zmoczyć chusteczkę bo Antka wciąż z gilami a po 4 tygodniach smarkania skóra już mocno podrażniona pod noskiem. To tylko moment ale mam od razu myśl taką, że drzwi w pokoju otwarte, korytarz a tam schody ... albo siedzi w oknie ulubionym i "czyta" nagle mała łapka stuka gryzakiem w szybę i przecież stłuc może, albo szuflady otwiera i zamyka 150 razy a przecież paluszki wędrują, gdzie nie powinny. Albo w buzi znajdzie się coś, zakrztusi się. I pojęcie grawitacji wciąż dla Antki nie istnieje. Antosia z niemijającą lubością gryzie wszystkie metki ale mimo 11 miesięcy na karku;) wciąż nie jest barierą dla Niej kończąca się kanapa.... jak powiedziała ostatnio Ela, bawiąc się z Tośką - ona jest jak licealistka - Moda tak, Fizyka nie... ;)
I dzwoni mi w głowie, że mogłabym jej nie dopilnować, że krzywda z mojego powodu mogła by się stać, i cierpnę cała. Przed nami szkoła chodzenia więc upadki, potknięcia. zdarte kolana i łokcie na rowerze, ale te wliczone są w ryzyko dorastania, to jednak inna bajka, te wszystkie "buby" są przecież takie dzieciakowe. Oczy w koło głowy i na rzęsach stanę by ustrzec ją od wszelkich niebezpieczeństw. Choć czasem moja przewidywalność kończy się tam, gdzie Antosi inwencja zaczyna... Ale robię wszystko by stanąć na wysokości zadania z bezpieczeństwem.

Marzec dziwny jakiś. I cieszy i smuci. Uwierają myśli  i wspomnienia.
Dziś odebrałam paczkę z długo oczekiwanymi papierami, do zaproszeń na imprezę urodzinową Antki. Skropiłam łzami kopertę. I piszę te zaproszenia, balony kupuję, girlandę czaruję... ale bez tej euforii co to urodzinki pierwsze powinna okrasić. Znowu to uczucie rozdarcia. Sieję więc owies dla Polci aby wiosną motyle miały gdzie mieszkać. To mnie uspokaja, nawet cieszy poniekąd bo już w myślach widzę jak ładnie się zrobi u Niej wiosną. Antośka patrzy na mnie jakoś dziwnie, nauczona ostatnio zabawy w "udawany śmiech" śmieje się tak właśnie - trochę jakby pocieszyć chciała. A może sobie projektuję...
I nagle taka myśl mnie dopada. Przecież ten mój Największy Skarbik nie może pełnić roli pocieszycielki.
Przecież można zrobić krzywdę dziecku nie tylko spuszczając z oka w parku czy markecie.
Czas nie zatrzymał się przecież na tamtym wieczorze. Prawda jest okrutna, ale nią jest. Antosia rośnie jak jedynaczka a jej Siostry nie ma z nami, nie tu. Nie chce zafundować jej dzieciństwa z rozżaloną miną Mamy. Nie chce by tęskne łzy widziała zbyt często. Może też spacery na cmentarz to nie jest najlepszy kierunek. I choć wiem, że kiedyś wspólnie sadzić kwiatki Poleczce będziemy to przecież nie mogę, nie chce obciążać Antki swoją tęsknotą.


Tamtego dnia gdy trwała walka o Polcie, Jej Siostra płakała po raz pierwszy, ale z taką siłą... Wiem, że brak będzie Tosieńce swojej drugiej połowy - chce jednak aby to przeżyła na swój sposób, bez bagażu moich łez.
Wyciągam więc z szuflady urodzinowe akcesoria sprzed wielu miesięcy, wyklejam zaproszenia i koronę księżniczce małej zakłam - może do swoich urodzin przestanie ją ściągać?

Chce dawać Antosi najpiękniejsze dzieciństwo. Szczere rozmowy. Dobry przykład. Chce dawać mamine zupy i ciasto drożdżowe, niespieszne poranki  i czas tylko dla nas. Nie chce aby była pocieszycielką, aby rosła w cieniu wspomnień. Nie chce by moja tęskność udzielała się Jej podczas urodzin, choć to urodziny także Poleczki. I nigdy nie wybaczyłabym sobie, aby z tej pięknej buźki znikał uśmiech z mojego powodu.

Nie dorosłam jeszcze do tego by pocieszać się tym, że gdzieś tam na tej błękitnej chmurce jest Jej najlepiej. Nie umiem też jednak zagryźć zębów, maski założyć i klocków układać z uśmiechem na twarzy. Łzy wycieram w Tosieńkowego bodziaka i tule najczulej. Małymi kroczkami obiecuje jednak wstawać na nogi.
Wczoraj gdy zasypialiśmy Tata Kukiełeczki pyta...a czy my prezenty urodzinowe dla Dziewczynek już mamy?.... prawie mamy, mówię... Dla nas zawsze będą to urodziny Antosi i Poli - wspólne święto, osobno jednak świętowane. Obiecujemy więc sobie, że będziemy chronić Antosie przed wszystkimi kantami, ostrym nożem czy psem groźnym, podobnie jak przed naszym żalem w sercu i tesknotą za Poleczką aby Antce krzywdy nie zrobić.
I  odliczanie zaczynamy do Tosinowego Party..

P.S. 
Pytacie kto nam koronę wyczarował.  A to MoiMili - polecam gorąco, bo cuda tam można znaleźć.





10 marca 2013

Tosieniowy Kuzyn


Jeśli prawdą jest, że dzieci rosną podczas snu, to powinnam się cieszyć. Antka wciąż potrzebuje trzech drzemek. Pierwsza zupełnie poranna bo o 9.00 - kolejna w samo południe. No i choćby półgodziny poobiedniej drzemki. Jeśli uda się bez tej ostatniej - Antka z trudem dźwiga popołudniowe zabawy. Inaczej gdy jest Filip - kuzyn i najwspanialszy obiekt zainteresowań mojej Córeczki.


Wtedy ciężkie, małe oczka błyszczą. I śmieją się. O tak, śmiechu jest najwięcej.
Fi wyskakuje z zza kanapy i biega jak wolny elektron wokół stołu. A Tośka - śmieje się tak głośno i podskakuje cała na moich rękach. I może tak w nieskończoność. Do czasu gdy ten prześmieszny kuzyn zechce grać dla Antki teatr skoków, chowanek i min nie z tej ziemi Kukiełeczka chichra. Świata poza nim nie widzi.  Zapomina o zmęczeniu.
Albo rzuca się na kolana i udaje dinozaura - Tosia ma być małym wyklutym Dinusiem - i jest! Mój kręgosłup się buntuje, ganiam w półzgięciu trzymając Antkę na plecach kuzyna. A ta aż się zanosi...
Tylko mnie ręce więdną. A Tata nagrywa.

I Fi odpuszcza - woli zabawy dla dorosłych, śrubokręty, traktory, półośki, gwinty. Zabiera wszytko w zasięgu rąk Antki - z niekwestionowaną mądrością starszaka informuje, że to nie jest dla Niej bo "psecies ona ślini". Ślinienie i gryzienie rąk, zabawek jest dla Niego w najwyższym stopniu obrzydliwe. 


Gdy wróciłyśmy z Antosią do domu ze szpitala, Fi okazywał swoją miłość ogromnym zainteresowaniem i najwyższą delikatnością. To Fi pierwszy zaczął mówić nazywać Kukiełeczką "Tosienia" Wyznał jej miłość setki razy i ciągle tylko wymyślał porównania do jej piękna;) Zabawne i rozczulające. Dziś tej miłości już mniej. Bywa złość i zazdrość. Od czasu gdy Antośka wytargała go za włosy z taką siłą, że niemal skalp fruwał - kuzyn jest umiarkowanie ostrożny w kontaktach. I cacy - nie da sobie zrobić, absolutnie. Czasem stroi groźne miny, podnosi zabawki na metr dwadzieścia i  z dumą pokrzykuje - niedosięgnies, niedosięgnies bo jesteś mała i nawet chodzić jesce nie umies"
Antosia w potoku swoich niemowlęcych gugań cała rozbawiona, Filip przy niej, i mówi: Tosieniu jesteś piękna jak słońce i całuje ją w główkę. Gdy wychodzę z pokoju slyszę:

Antosiu powiedz:  B R R R R A T
No powiedz, to jest łatwe słowo.
Bo ja jestem takim Twoim bratem trochę. 

Wchodzę i widzę jak całuje ją w rączkę. I mówi: Mój żółty, puchaty kurczaczku - ja Cie zawsze obronie. Bo ja mam wielką moc....
Ciociu cieszę się, że Tosienia żyję. A żeby jej nie było nigdy smutno zrobię jej Polę ze skarpety, z oczami z guzików. Będzie udawać siostrę.

Nie wiem skąd w czterolatku takie myśli. Nie widział  Poleczki nigdy, nie ma też rodzeństwa. Co więcej nie chce go:) Nie mówimy też przy nim o Poleczce... a on ciągle wraca do niej myślami. Bywa, że pociesza mnie i zapewnia, że Tosia nie "umarnie"


Zapowiada się, że Antosia będzie miała w Filipku starszego brata. Oczywiście, jak to z rodzeństwem bywa - raz jest miłość, raz wojna. Mam nadzieje, że jak ja z moimi braćmi, kiedyś będą mieli w sobie największe oparcie i przyjaźń. Teraz Fi jest dla Antosi  frajdą, czasem trudno zdążyć za nim wzrokiem ale Tosinkowa radość, gdy kuzyn jest pobliżu, zawsze osiąga apogeum.
No i potrzeba dziecięcego towarzystwa, która u Tosi jest na prawdę ogromna daje się zaspokoić codziennymi zabawami czy choćby patrzeniem na Niego.

Niestety zrobienie im zdjęcia w duecie graniczy z cudem... on nie jest z tych pozujących, poza tym oboje w ciągłym ruchu. 




08 marca 2013

Jedyny

Mamy dziś z Tatą Kukiełki naszą małą-wielką rocznicę. 5 lat temu porwał w drogę i wywiózł z zamkniętym oczami gdzieś...ciemną nocą. To była jedna z piękniejszych niespodzianek w moim życiu. 
Mimo, że brylant, który miał symbolizować wieczną miłość, tkwi gdzieś w śmieciach pewnie, albo w pościeli czy w zabawkach Antosi, a może piasku drzemie - znajdzie się, albo i nie, dziś nie jest najważniejszy. Choć żal mi go niezwykle, patrząc w pustą koronę krążka. 


Niby chwila to tylko, 5 krótkich lat. Dla mnie to piękny czas. Działo się, oj działo. Mamy całą stertę piękny chwil w głowie, w sercu. Mimo zawieruch i burzy w naszym życiu my... zawsze w tych trudach za rękę. On zawsze przy mnie, przy nas. Zdał egzamin na każdej linii. Dziś trochę inaczej smakuje to nasze bycie razem niż wtedy. Na pewno więcej w nim codzienności, mniej czasu ale miłość i pasja ta sama. Na pewno dojrzalsza, twardsza i po stokroć silniejsza...jak te dłonie, które do szaleństwa uwielbiam, i oczy, które razem ze mną zawsze w przyszłość patrzą. Wtedy ani chwili się nie zawahałam. Dziś z tą samą pewnością mówię, że mam Męża najwspanialszego a Antosia Tatę. 
Oby tylko swoją słabością do kotów Antosi nie zaraził bo.... ;)


06 marca 2013

Najlepsza z Najlepszych



O przyjaźni napisano przepastne tomy. O wielkich braterskich i siostrzanych więziach, których żadne przeciwieństwa się nie imają. Czasem lekkie potknięcia, drobne sprzeczki, nieistotne pyskówki, które znaczą mało - jedynie wzmacniają te ważne więzi.
Jednym z darów, za który kładąc się do łóżka mówię - dziękuje - jest Ona. Najlepsza z Najlepszych.
Taka od zawsze - bo z pieluchą razem latałyśmy w sadzie potykając się jesienią o gałęzie. Latem z rzeki nie wychodziłyśmy tyłki mocząc całymi dniami.
Budowałyśmy dziesiątki domków, w których stare puszki i pudełka służyły za zastawę.

Godziny na nad rzeką przegadałyśmy, wspólne wizje, plany i westchnienia klecone w każdym wolnym momencie.
Zwierzenia najintymniejsze. Wyznania najszczersze. Nawet dziewczęce miłości te same.
Trzydzieści lat minęło. Po drodze inne szkoły, inne pasje, inne kręgi znajomy ale my... zawsze razem.
W tej naszej przyjaźni lubię wszytko. Troskę i słowa zawsze najcieplejsze.  Zaufanie - bo wiem, że jak tajemnica, to słowa nie piśnie. Gdy bluzkę w kwiaty akurat trzeba to wale jak w dym, biorę z szafy i idę - choćby dam pusty był, esemes wystarczy, bo klucz w wiadomym miejscu.
Uwielbiam głupawe gadki i poważne dysputy. I Święta wszystkie razem też lubię. I Męża M. lubię, i Mąż mój Ich lubi. I lubie gdy w kapciach do Niej biegnę.
Gdy u mnie najtrudniej bywało Ona zawsze była. Pocieszała. Milczała. Włosy myła. Pisała kilometrowe esemesy czarną nocą na pocieszenie. Po ręce gładziła. A waśnie bywały. Drobne, drobniuśkie a jak większe to dziś nie ważne.


Czas gna, do przodu goni a my herbatę jak lata temu wciąż pijemy. Tylko jakoś rozmowa się rwie. Co chwile inny temat. Spotkań mniej bywa - a jak się dzieją to, nie zawsze w skupieniu....
Czemu tak się dzieje? To wina naszych Córek :)


  

To spełnione marzenie. One i My. Od pierwszego spotkania Antosi i Hani iskry są. Haneczka koniecznie wózek chciała pchać z małą Tośką, bez "cacy" się nie obeszła. Hania leżąc w przymałym bujaczku Antki tuli lalę, a Tośka na brzuszku czołga się natychmiast w Jej kierunki i zaraz zaczyna bujać starsza koleżankę. Ale siły traci, na chwile przestaje - na co Hania, lekko zdziwiona przerwą - "jeche Tosia, jeche" (czytaj: jeszcze) Jeśli ich przyjaźń przetrwa wyrywanie zabawek i zazdrość o Misia wszystkiemu dadzą radę. 
I choć wybieranie przez rodziców przyjaciół dzieciom jest wielką krzywdą, do czasu kiedy będą same decydować czy pozostają w przyjaźni czy też nie, Mamy zdecydowały już za Nie.



W ostatnie dni słonce nareszcie rozgrzało policzki. Aż pieką od słońca, dawno nie widzianego. Chwile więc łapać trzeba. I znowu tup, tup, w rytmie Hanusiowych kroczków idziemy we czwórkę. Jak zawsze do sadu najpiękniejszego na świecie. Jeszcze surowy, przejrzysty, bez liści traw.
Tosia uwięziona w wózeczku, za to starsza koleżanka biega i świat w pełni smakuje. 
Mamom czasu na rozmowę zabrakło. Nasze Panna absorbujące, ciągle w ruchu i znudzone postoje.  Ale słońce i ten zapach wiosny w powietrzu brak pogaduszek wynagradza.  


W brzuchu motyle latają na myśl o tym, że przed nami ten czas w roku najpiękniejszy. I wiosna najlepsza z najlepszych, jak moja M.